Japońskie wydania płyt winylowych owiane są wręcz mistyczną aurą. Prawie cały świat ich pragnie i niektórzy potrafią wydawać naprawdę niemałe fortuny, aby zdobyć kompletne wydanie, nawet, jeśli to późniejsza reedycja. Dzieje się tak z kilku bardzo istotnych powodów. Przede wszystkim, japońskie wydania mają zawsze doskonale wydaną poligrafię, kartony okładek są grube, nadruk jest pięknej jakości, zawsze można liczyć na dodatkowe wkładki i plakaty, których próżno szukać na zachodzie. Do tego japońskie płyty znacznie łatwiej jest znaleźć w prawie idealnym stanie, ponieważ w Kraju Kwitnącej Wiśni o czarne płyty dba się do dzisiaj zdecydowanie bardziej, niż robiono to choćby w USA. Po trzecie: japońskie edycje są często wytłoczone na grubych płytach z solidnej mieszanki, która zapewnia odsłuch bez większych trzasków, nawet po latach. No i dźwięk. Według niektórych beznadziejny, według innych genialny.
Ja doświadczenia z płytami japońskimi mam mieszane. Wiem, że są one zwykle bardzo cicho nagrane, głównie po to, aby móc rozkręcić wzmacniacz mocniej, co przyczyni się do większej jego skuteczności podczas odtwarzania. Wiem, że Japończycy bardzo lubią przepuszczać nagrania przez swoje filtry, które podbijają górę, a obcinają dół pasma (nie zawsze, ale bardzo często). Wiem również, że japońskie wydania były zwyczajowo tworzone z taśm przysłanych przez Amerykanów, a więc nierzadko znakomitych źródeł. Sam posiadam jedno japońskie wydanie koncertu "Lotus" Carlosa Santany, które recenzowałem w zeszłym roku. W przypadku tamtej płyty (a raczej płyt) miałem dość mieszane uczucia. Inne wydanie japońskie jakie znam, również nie "wyrzuciło mnie z kapci".
Jak więc będzie z dwoma pierwszymi albumami legendarnego już Led Zeppelin? Czy urzecze mnie jedynie okładka, czy dźwięk również będzie niesamowity. Zaryzykowałem ten zakup, skuszony świetnymi opiniami o tych wydaniach na Discogsie. Czy słusznie dałem się skusić, czy będzie to raczej skucha?
Uwagi/stan albumów
Płyty odsłuchiwałem na gramofonie Technics SL-QX-300 z wkładką Ortofon OMP 10 i
igłą eliptyczną Ortofon OM 5e, wzmacniaczu Technics SU-V6 i kolumnach
Technics SB-5.
Wg systemu oceniania płyt winylowych Record Collector's Grading System oceniam stan płyt na Near Mint (Prawie nowe).
Dane wydania "Led Zeppelin I"
Wydawca: Atlantic
Nr katalogowy: P-10105A
1 x winyl
Kraj pochodzenia wydania: Japonia
Data premiery: 1969 r.
Data wydania: 1976 r., wznowienie
List utworów "Led Zeppelin I"
- Good Times Bad Times 2:43
- Babe I'm Gonna Leave You 6:40
- You Shook Me 6:30
- Dazed And Confused 6:27
Strona B:
- Your Time Is Gonna Come 4:41
- Black Mountain Side 2:06
- Communication Breakdown 2:26
- I Can't Quit You Baby 4:42
- How Many More Times 3:30
Dane wydania "Led Zeppelin II"
Nr katalogowy: P-8042A
1 x winyl
Kraj pochodzenia wydania: Japonia
Data premiery: 1969 r.
Data wydania: 1971 r., wznowienie
Lista utworów "Led Zeppelin II"
- Whole Lotta Love 5:33
- What Is And What Should Never Be 4:47
- The Lemon Song 6:20
- Thank You 3:50
- Heartbreaker 4:15
- Livin' Lovin' Maid (She's Just A Woman) 2:40
- Ramble On 4:35
- Moby Dick 4:25
- Bring It On Home 4:19
Okładki, wkładki, koperty
Legendarne okładki, legendarny zespół, świetne wykonanie |
Tym razem zupełnie nie przeszkadza mi zmiana nasycenia kolorów na okładkach, u góry wnętrze rozkładanej okładki "LZ II" |
Oryginalnie płyty posiadały żółto-czarne OBI (źródło: Discogs) |
Nawet plakat wykonano z niesamowicie grubego papieru |
Muszę przyznać, że jak zwykle w przypadku wydań japońskich, grubość i jakość okładek, sposób ich klejenia, który znacznie lepiej przetrwa próbę czasu, plakaty i wkładki z tekstami sprawiają, że już od pierwszych chwil obcowania z tymi wydaniami, czujemy się docenieni jako konsumenci i fani zespołu. A wierzcie mi, mam doświadczenie z innymi wersjami tych dwóch albumów, o czym napiszę później.
Wkładka z tekstami z "LZ I" (u góry) i "LZ II" (na dole) |
Jedyne, co nie przypadło mi do gustu, to folie wewnętrzne wycięte na wymiar płyty winylowej. Możecie kojarzyć podobne folie z polskich wydań z lat 80. Oczywiście te japońskie są znacznie lepszej jakości, jednak ja ich nie lubię, zawijają się podczas wsuwania w okładkę i odsłaniają płytę, nie chroniąc jej tak dobrze jak porządna koperta.
Brzmienie wydań
Przechodzimy do meritum. Igła opada na płytę, w kolumnach rozlega się znajomy szum, po chwili uderzają nas pierwsze akordy "Good Times Bad Times" i już wiemy, że te wydania brzmią... FENOMENALNIE! Pokój całkowicie wypełnia się muzyką, nie pozostawiając żadnej wolnej przestrzeni, zapierając nam dech w piersiach. Nigdy nie słyszałem, aby te albumy brzmiały tak doskonale! "LZ I" brzmi oczywiście nieco bardziej "brudno", ponieważ Jimmy Page chciał nadać albumowi znacznie bardziej bluesowego sznytu, ale mimo to, obie pozycje dają niesamowitego "kopa"!
Płyty wyglądają jak nowe i grają niewiele gorzej! |
Głębia głosu Roberta Planta (który jest niczym dodatkowy instrument, domykający kompozycje zespołu), nieziemska moc perkusji Johna Bonhama z podwójną stopą, płynność, z jaką John Paul Jones "przemyka" palcami po klawiszach organów Hammonda i strunach gitary basowej, no i oczywiście niesamowita lekkość i koronkowa wręcz inkrustacja solówek Jimmy'ego Page'a... to wszystko jest przekazywane w sposób, który jeży włosy w ekscytacji.
Na czele tego brzmienia stoi niesamowita szerokość i głębokość sceny muzycznej i wzorowa stereofonia. Zawsze raduję się niezmiernie, kiedy słyszę tak dobrze nagrane płyty, które dosłownie "odklejają się od kolumn" i wędrują po pokoju, jak gdyby dobywały się nie z kawałka tworzywa obracającego się miarowym tempem na gramofonie, a bezpośrednio z instrumentów w studio.
Słynny label Atlanticu prezentuje się dumnie na talerzu gramofonu |
Wszelkie psychodeliczne efekty dźwiękowe są tutaj bardzo dobrze słyszalne i rozpoznawalne, bez trudu jesteśmy w stanie wskazać, nawet palcem, gdzie znajdują się poszczególne instrumenty i dokąd powędrowały (np. "gitarowe zjazdy" w "Whole Lotta Love" wędrujące od lewej do prawej i z powrotem). Również poszczególne fragmenty zachwycają. Hammondy wygrywane przez Jonesa na początku "Your Time Is Gonna Come" dosłownie wypływają poza ramy naszego mieszkania, zrzucając nas z fotela swą monumentalnością. Subtelne stukanie palcami o werble Bonhama w trakcie grania solówki perkusyjnej "Moby'ego Dicka" nigdy nie było równie delikatne i prawdziwe. Głos Planta, rozrywa powietrze, a gitary Page'a zdają się wręcz zamiatać podłogę.
Tutaj nie ma się do czego przyczepić, nawet ostatnie utwory na każdej ze stron płyty brzmią równie dobrze, co reszta, mimo, że znajdują się w miejscu, w którym dźwięk z winyla jest już zwykle zniekształcony. Przez obie płyty basy są głębokie i potężne, średnica jest odpowiednio pełna, a wysokie tony wyraziste i pełne szczegółów. Wszystkiemu towarzyszy niesamowita przejrzystość, pełnia i głębia brzmienia, które sprawiają, iż słyszę nowe detale, których wcześniej nigdy nie zauważyłem. A naprawdę znam te wydawnictwa jak własną kieszeń.
Ocena albumów
Oba albumy to wybuchowa mieszanka 3 x E: elektrycznego bluesa, eksplodującego hard rocka i eksperymentalnej psychodelii. Takie połączenie talentu i czystej przyjemności z grania nie zdarza się często i mamy szczęście, że ta czwórka spotkała się i postanowiła założyć razem zespół. Nie ma co owijać w bawełnę, tych płyt trzeba po prostu posłuchać!
Słuchanie tych albumów jeden po drugim to czysta przyjemność |
Otwierające pierwszy album "Good Times Bad Times" uderza w nas piorunami otwierającego riffu i perkusyjnego tła, potem "Babe I'm Gonna Leave You", które łączy w sobie delikatność akustycznego grania z rozrywającym serce poczuciem winy, klasyczny blues "You Shook Me" i można powiedzieć "podstępny" riff basowy z "Dazed And Confused". Druga strona i wspaniale wielowarstwowe i nieoczywiste "Your Time Is Gonna Come" przeplatające się z zabarwionym hinduskimi bębnami "Black Mountain Side", a następnie uderzenie w twarz przez znakomite "Communication Breakdown". Potem znów wyciszenie z elektrycznym blues-rockiem "I Can't Quit You Baby" i wieńczące wszystko "How Many More Times".
I przechodzimy do "dwójki". Otwieramy okładkę, spoglądamy na błyszczącego, złotego zeppelina i już wiemy, że zaraz usłyszymy cichy śmiech Planta i niezapomniany riff "Whole Lotta Love", wraz z niesamowitym solo pośrodku. Później wprawiające w lekką zadumę "What Is And What Should Never Be", frywolne "Lemon Song" i poetycki list miłosny w postaci "Thank You", okraszony wspaniałą pracą organów Hammonda. Przewracamy na drugą stronę i znów wita nas typowe Led Zeppelin ze swoim drugim największym hitem z "LZ II" czyli "Heartbreaker". Później kontynuujemy swobodny klimat z "Livin' Lovin' Maid (She's Just A Woman)", aby dojść do inspirowanego "Władcą Pierścieni" i łączącego w sobie idealnie akustycznego rocka z tym elektrycznym, "Ramble On". Następnie niesamowity i bardzo śmiały jak na tamte czasy, pokaz umiejętności Bonhama w "Mobym Dicku" i w końcu idealne podsumowanie dark-bluesowym "Bring It On Home".
To iście legendarna tracklista |
Nie mogę nie wspomnieć o pewnej dziwnej sprawie, związanej z drugim albumem. Otóż w oryginale utwory ze strony B są jakby połączone, następują jeden po drugim, bez przerw. Na tym wydaniu jednak ktoś postanowił dodać przerwy z ciszą pomiędzy te piosenki. Nie do końca wiem dlaczego i z początku jest to dezorientujące, jednak można do tego przywyknąć. Wszakże oryginalne połączenia i tak osiągnięto zlepiając kilka utworów w studio, nie zostały nagrane z naturalnymi przejściami.
Żaden z utworów się nie zestarzał, nadal brzmią świeżo i potężnie. O sile i ponadczasowości tych płyt może z powodzeniem świadczyć np. zespół Greta Van Fleet, który zaczynał swoją karierę bardzo inspirując się Led Zeppelin (do tego stopnia, że basista nauczył się grać na klawiszach jak John Paul Jones, a wokalista śpiewać i frazować jak Robert Plant). Greta odnosi obecnie triumfy wśród przeróżnych plebiscytów i głosowań na najlepsze zespoły roku i albumy, a do tego mówi się o nich, że "wskrzesili rocka". To bardzo znaczące, ponieważ gdyby nie podobieństwo pierwszego albumu Grety do "LZ I" i "LZ II" to myślę, że zespół nigdy nie uderzyłaby światowej sceny z takim impetem, z jakim to zrobił. Nie wspominam nawet o setkach innych wykonawców, których Led Zeppelin niesamowicie zainspirowało. Właśnie za ten status wpływowej legendy, niesamowitą rozkosz słuchania tego materiału i przede wszytkim przepiękne brzmienie i poligrafię, japońskie wydania "Led Zeppelin I" oraz "Led Zeppelin II" otrzymują...
Cena wydań i kilka słów o różnych wersjach
Jak widać, nie każde wydanie UK będzie brzmiało świetnie, mimo, że to zespół brytyjski. Dlatego zalecam dokładne przyjrzenie się egzemplarzowi, który chcemy kupić i zweryfikowanie go z bazą danych w Discogsie. Użytkownicy tego serwisu niejednokrotnie piszą dokładnie o brzmieniu danego wydania i czy warto w ogóle je kupować. Ponieważ czasami możemy natknąć się na sprzedawcę, który będzie chciał sprzedać nam wczesne wydanie z UK za grube pieniądze, a nie będzie ono dobrze brzmiało, bo np. zawierało błąd realizatorski, o którym dowiemy się dopiero z Discogsa lub po przesłuchaniu.