Amazon to znana wszystkim platforma sprzedażowa z USA, bez której Amerykanie nie potrafią żyć. Od dłuższego czasu włodarze tego portalu nie ograniczają się już wyłącznie do pośredniczenia w sprzedaży, ale również coraz śmielej poczynają sobie na różnych innych rynkach. Każdy bibliofil kojarzy na pewno czytniki e-booków Kindle, wielu słyszało o jednym z pierwszych asystentów głosowych Alexa, czy w końcu coraz więcej ludzi przekonuje się do platformy streamingowej Amazon Prime.
Mniej-więcej od zeszłego roku w Polsce zawitała również usługa nazwana Amazon Music Unlimited, czyli płatna wersja dotychczasowego Amazon Music. Za niecałe 20 zł otrzymujemy przede wszystkim możliwość słuchania muzyki w formatach nazwanych HD oraz Ultra HD, no i oczywiście brak reklam, możliwość normalnego korzystania bez limitów w przewijaniu utworów i wszelkie inne "uwalniacze" od uprzykrzających nam życie, bezsensownych bzdur, które obecnie stały się standardem dzięki Spofity'owi i ich darmowej wersji (dzięki...).
Serwis jest podobno bezpośrednią odpowiedzią Amazona na Apple Music, co m.in. odzwierciedla miesięczny koszt. Postanowiłem więc nie tylko porównać ze sobą oba serwisy, ale również opisać moje doświadczenia z obcowania z tym serwisem przez 2 dni.
Zobaczymy, na co was stać (źródło: Amazon) |
Serwis Amazon Music Unlimited testowałem za pomocą oficjalnej aplikacji dostępnej dla systemu iOS na moim iPhonie 11, do którego podłączyłem zestaw znany z mojego ostatniego testu Hi-Resowego streamu, czyli przejściówka Hoco + DAC Sony NW-A45 + słuchawki Hi-Res Sony WH-H900N. Zadecydowałem, że tym razem nie będę porównywał ze sobą plików zgrywanych z lepszych źródeł, niż streaming, ponieważ prawie nigdy nie uznaję streamowanego materiału za zwycięzcę. Zamiast tego porównam ze sobą bezpośrednio Amazona z Apple Music, ponieważ to one głównie ze sobą konkurują.
Katorga przez duże K...
Aby móc używać serwisu musimy posiadać konto Amazon (nic nadzwyczajnego). Problem w tym, że Amazon w Polsce NIGDY nie działa tak, jak się tego spodziewam. Zawsze z produktami i serwisami Amazona mam olbrzymie problemy i jeszcze nigdy nie udało mi się niczego normalnie załatwić. Posiadam Kindle'a, miałem kiedyś telefon BlackBerry, który korzystał z niektórych usług Amazona, próbowałem kiedyś kilka razy coś u nich kupić i przez chwilę subskrybowałem Amazon Prime. Każde z tych doświadczeń jest okupione masą frustracji i zdziwienia "jak można tak działać w XXI wieku i nadal być jedną z największych korporacji na świecie?".
Niestety, nie inaczej było z AMU. Aby aktywować usługę, musiałem spróbować reaktywować jedno konto Amazon, zresetować hasło na drugim, założyć nowe konto i dopiero po 4 próbach udało się zalogować. Wszystko przez beznadziejny system kont na portalu, który sam siebie zablokował, twierdząc, że wypełnienie przeze mnie instrukcji wyświetlonych na ekranie jest "nadmiernym ruchem sieciowym z mojej strony". Kompletna i wierutna bzdura i blamaż na wizerunku marki.
To jednak nie koniec problemów! Po wybraniu opcji "Wypróbuj 90-dniowy okres próbny AMU" portal Amazona pokazywał mi... że nie może odnaleźć strony rejestracyjnej do AMU. Przez sam telefon również nie dało się aktywować serwisu... Musiałem wejść w ustawienia konta AMU i tam wybrać aktywację pakietu Unlimited. Dopiero wtedy mogłem wypróbować Unlimited. Kiedy to robiłem, zauważyłem kolejne oszustwo.
Wielki napis "3 miesiące za darmo" niestety kłamie, a krwistoczerwony przycisk "Wypróbuj teraz" przenosi nas do strony, która nie istnieje... |
Mianowicie problem stanowią cena i długość okresu próbnego, które wyświetlają się na stronie głównej serwisu. 90 dni za darmo i 10 dolarów to warunki działania w Stanach Zjednoczonych. W Polsce darmowy okres trwa zaledwie 30 dni, a cena wynosi około 20 zł. Dla mnie taki okres próbny to i tak zdecydowanie więcej, niż potrzebuję do niniejszej recenzji, jednak wyobrażam sobie minę kogoś, kto nie doczyta na etapie aktywacji, że w naszym kraju darmowy okres kończy się po miesiącu.
A tak właśnie jest, informacje dot. warunków działania subskrypcji dla Polski pojawiają się dopiero po zalogowaniu i próbie aktywacji pakietu Unlimited. Wstyd, hańba i wprowadzanie klientów w błąd. Myślę, że mniej cierpliwe osoby mogą nawet nie dotrzeć do etapu aktywacji, zirytowane tym, jak trudno jest tak naprawdę uruchomić ten pakiet, nawet na istniejących kontach Amazon.
Przedpotopowy interfejs i prawdziwa zbrodnia
Uruchamiam pobraną aplikację i... jestem zszokowany jak bardzo jest niewygodna, brzydka i archaiczna. Całość wygląda jak aplikacje na pierwsze dotykowe telefony, które próbowały być "cool". Dziwaczne fonty, gryząca się kolorystyka, nieprzemyślane umiejscowienie paska linii czasu utworu, nazywanie użytkowników "klientami" i wiele innych elementów sprawia, że odnoszę wrażenie, że projektował to ktoś, kto dawno nie przeglądał internetu i dawno nie miał w ręku nowoczesnego telefonu. Chociaż patrząc po tym, jak okropnie wygląda strona samego Amazona, to nie dziwi mnie, że Music też wygląda tragicznie.
Pośród najgłupszych pomysłów znajdziemy wspomniany pasek linii czasu utworu, który jest biały, przez co na białych okładkach jest praktycznie niewidoczny. Innym bezsensownym pomysłem jest to, że nie możemy wcisnąć nazwiska wykonawcy pod albumem, aby przejrzeć jego stronę, musimy wcisnąć menu kontekstowe (to z trzema kropeczkami). Ba, nawet cała okładka nie jest wyświetlana, o ile nie uruchomimy trybu pełnoekranowego odtwarzania, albo nie przytrzymamy ekranu palcem. Kompletne bzdury.
W widoku zwykłym (po lewej) nie widać pełnej okładki, a w widoku pełnoekranowym (po prawej) na jasnych okładkach nie widać nawet paska linii czasu; no i te fonty... |
To niestety nie koniec problemów. Amazon Music ma ogromne problemy z wyszukiwaniem najsłynniejszych dzieł w historii muzyki, zamiast nich pokazując w wynikach wyszukiwania na pierwszych miejscach jakieś współczesne piosenki pop, które akurat mają podobny tytuł. Jednak największa wtopa, to absolutny bajzel w bibliotece muzycznej. Każdy popularniejszy wykonawca ma przypisane do siebie setki nieoryginalnych, pirackich pozycji, czyli tzw. bootlegów. Są to najczęściej koszmarnej jakości składanki i koncertówki nagrywane przez kogoś z widowni słabym dyktafonem kasetowym lub telefonem. Nierzadko, aby przekopać się przez to barachło do katalogowych albumów wykonawcy, musiałem przewijać dziesiątki stron bootlegowych albumów. TRAGEDIA.
Amazon Music jest wypełnione po brzegi śmieciowymi wydawnictwami pirackimi... |
To NADAL nie koniec! Chyba wisienką na torcie jest przypisywanie wykonawcom całkowicie LOSOWYCH albumów, jak choćby widoczny na środkowym zrzucie ekranu powyżej "Naughty Boy", który jest jakąś składanką instrumentalnego bluesa z delty Missisipi, który przypisuje się tu m.in. Marvinowi Gaye'owi, ale również kilku innym wykonawcom, których strony odwiedziłem. Nie wiem nawet co to za składanka, nie ma żadnych informacji, wszędzie pojawia się, że rzekomo wyszła w tym roku i zawsze jest podpisana jako wykonawca, którego akurat przeglądam. To jest całkowicie nieakceptowalne i karygodne.
Z dodatkowych "bajerów" Amazon Music Unlimited oferuje 3 rzeczy, o których warto wspomnieć. Po pierwsze tzw. tryb X-Ray, czyli ciekawostki i informacje o wykonawcy, które wyświetlają nam się na ekranie podczas odtwarzania. Z jednej strony niegłupie, z drugiej wolałbym na spokojnie móc przeczytać takie notki, a nie bić się z timerem, który przełącza je co kilkadziesiąt sekund samoczynnie. Dodatkowo, jeśli dla danego wykonawcy Amazon nie przygotował takich ciekawostek to wyświetlane są tylko informacje o słuchanym nagraniu. To, co dostaniemy w trybie X-Ray to czysta loteria. Po drugie tryb dźwięku 360 i Dolby Atmos, jeśli kogoś to interesuje (nie mnie). Po trzecie, i to uważam za najciekawsze, diagram łańcucha sygnału audio, który wyświetla w fajny sposób informacje dotyczące nie tylko formatu, w jakim audio jest przesyłane z serwerów, ale również jak z tymże sygnałem radzi sobie nasz telefon i DAC. To chyba jedyny element AMU, który choć trochę przemawia do audiofili.
Ciekawostki (po lewej) można by spokojnie sobie podarować, ale diagram łańcucha sygnału audio (po prawej) bardzo mi się podoba (External Device to mój odtwarzacz Sony) |
Tylko co z tego, że mamy taki wykres ścieżki sygnału, skoro Music Unlimited OKŁAMUJE nasz przetwornik cyfrowo-analogowy? Tak, dobrze widzicie. Przez pierwszych kilka utworów Amazon Music Unlimited przesyła do mojego odtwarzacza Sony prawidłowe informacje, zgodne z tym, co widzę na diagramie, po czym zaczyna WSZYSTKIE utwory traktować jako 24 bity przy 192 kHz, co jest oczywiście wierutną bzdurą. W moim przypadku to nie problem, odpalam sobie wspomniany wykres i widzę, jakie mamy parametry, jednak w przypadku, kiedy słuchalibyśmy ze stacjonarnego streamera Hi-Fi? Jeśli Amazon również tam wysyłałby błędne informacje, to mielibyśmy wrażenie, że cały czas słuchamy utworów w 24/192 co NIE jest prawdą!
No i te oznaczenia... wg Amazona utwór jest już Ultra HD, jeśli ma tylko 24-bitową głębię. Częstotliwość próbkowania może być nawet na tak niskim poziomie jak 44,1 kHz, ale dopóki są 24 bity, dopóty to jest już "Ultra HD". Trochę to nieprofesjonalne. Na koniec wspomnę o kolejnej okropnej rzeczy, jaką jest składanie jednego albumu katalogowego z utworów W RÓŻNEJ JAKOŚCI. I tak np. "Paranoid" Black Sabbath składa się z utworów, które są oznaczone na przemian jako HD i Ultra HD i mają zupełnie różne parametry. Czy to jest jakiś okrutny żart? Jak można w taki sposób wydawać cokolwiek?!
Czy istnieje jakiś powód, dla którego tytułowy utwór jest w gorszej jakości od reszty albumu? To jakaś kpina! |
Jedynymi elementami, które są lepsze niż np. w Apple Music jest istnienie osobnych playlist poświęconych plikom Ultra HD, coś, czego nadal nie ma oficjalnie na Apple'u. Oczywiście tutaj te playlisty są również dalekie od ideału, ale jednak można się nimi posiłkować w poszukiwaniu płyt nagranych właśnie w tej najwyższej (poniekąd) jakości. No i przełączanie się pomiędzy stereo, a surround jest bardzo proste i szybkie, podczas gdy w Apple Music musimy wyjść z aplikacji i włączyć menu ustawień, aby włączyć lub wyłączyć dźwięk przestrzenny.
Porównanie brzmienia z Apple Music
Podsumowanie
Amazon Music Unlimited przysporzył mi sporo bólu głowy i niestety nie dlatego, że zasłuchiwałem się godzinami w jego katalogu. Ten serwis nie jest gotowy na odbiorców końcowych. W najlepszym wypadku to wersja alfa, która powinna przejść jeszcze WIELE testów i usprawnień, ponieważ leży i bezwiednie macha łapkami w powietrzu. Głupie pomysły, kiepskie rozwiązania, karygodne pominięcia i masa pirackich albumów to tylko niektóre problemy serwisu. Dodajmy do tego dobre, ale nie porywające brzmienie i mamy przepis na taki-sobie serwis. To już nawet Deezer miał przyjemniejsze brzmienie i mimo archaizmu, bardziej poręczny interfejs. Po przetestowaniu Amazon Music Unlimited jestem tak sfrustrowany, że stworzyłem nową kategorię oceny, a mianowicie:
+bardzo fajny diagram przedstawiający łańcuch sygnałowy przy każdym nagraniu HD/Ultra HD
+bardzo dużo albumów ma wyższe parametry, niż na Apple Music
+osobna kategoria z playlistami utworów w Ultra HD, czego brakuje na Apple Music
+brzmienie z początku może się bardzo podobać...
MINUSY:
-... ale przy dłuższym poznaniu okazuje się zbyt "suche" i anemiczne
-co drugie nagranie jest oznaczone jako HD/Ultra HD nawet mając nie najlepsze parametry
-okropnie brzydki i nieporęczny interfejs
-niektóre albumy złożono z utworów różnej jakości
-aplikacja po dłuższej chwili zaczyna wariować i pokazuje złe parametry nagrań
-aplikacja zaczyna przypisywać losowe albumy do wykonawców
-okropny bałagan w katalogach wykonawców, masa bootlegowych, nieoficjalnych wydań
-bardzo kiepski algorytm wyszukiwania
-bezsensowna funkcja X-Ray
-straszne problemy podczas aktywacji/odzyskiwania konta
-kłamstwo marketingowe w sprawie długości okresu próbnego