Recenzja zestawu Hi-Fi NAD + Technics + Pioneer

Wraz z poniższym artykułem rozpoczynam nowy cykl recenzji, w których będę opisywał zestawy audio, z którymi przyszło mi zetknąć się u znajomych, rodziny i przyjaciół. Nie będzie to cykl bardzo częsty, ale jeśli nadarzy się okazja to nie omieszkam opisać swoje wrażenia z odsłuchu sprzętu muzycznego innych osób.

Na pierwszy ogień zestaw idealny do postawienia w małym pokoju, składający się ze wzmacniacza i odtwarzacza CD brytyjskiej firmy NAD, gramofonu Technicsa i kolumn Pioneera.


Z GÓRY PRZEPRASZAM ZA EWENTUALNY KURZ CZY PORUSZENIE ZDJĘĆ. BYŁY WYKONYWANE "NA SZYBKO".

Wzmacniacz tranzystorowy NAD 314

Sprzęty NAD-a są zawsze aż do bólu minimalistyczne

  • rok produkcji: 1996
  • moc wyjściowa: 35 watów na kanał przy 8Ω (stereo)
  • pasmo przenoszenia: 20 Hz do 20 kHz
  • poziom zniekształceń THD: 0,03%
  • damping factor: 100
  • czułość wejść: 2,5 mV (wkładka typu MM), 170 mV (wejścia liniowe)
  • współczynnik sygnał/szum: 76 dB (wkładka typu MM), 103,5 dB (wejścia liniowe)
  • wymiary: 435 x 110 x 310 mm
  • waga: 6,9 kg

Budowa NAD 314

Sprzęty NAD-a nigdy nie grzeszyły szczególnie "wystrzałowym" designem, brytyjski producent zwykle stawiał na proste (żeby nie powiedzieć, że prostackie) bryły i bardzo "zwyczajne" potencjometry i przełączniki. I taki właśnie design firma stosowała przez lata 70., 80., 90. i początek 2000. Całość wzmacniacza jest ciemnoszara, przełączniki są czarne z białymi oznaczeniami, a jedynymi akcentami kolorystycznymi w tym wszystkim jest dioda sygnalizująca uruchomienie i przycisk zasilania, które są charakterystycznie zielone. Jedynym designerskim "wodotryskiem" w tej konstrukcji (jeśli można to tak nazwać) jest przetłoczenie idące wzdłuż płyty czołowej, wypadające gdzieś w okolicach 1/3 wysokości, które idealnie otacza zielone oczko diody.

Z tyłu również znajdziemy iście "wojskowy szyk": wejścia poukładane w równiutkie rzędy, bardzo solidne zaciski głośnikowe i dobre uziemienie. No i przewód zasilający, niestety nie odłączany.

Ten nad wyraz "poprawny" wygląd (przepraszam, nie mogłem się powstrzymać) może się jednak podobać. Minimalizm jest obecnie w cenie i większość nowoczesnych sprzętów Hi-Fi, czy nawet Hi-End jest raczej bardzo prosta. Poza tym, w tym szaleństwie, (a raczej jego całkowitym braku) jest metoda: NAD 314 wygląda bowiem na bardzo solidny, metalowy (bo taki jest w istocie) wzmacniacz, przypominający nieco domowej roboty projekty hobbystyczne, które - stworzone przez zapaleńców znających się na rzeczy - nierzadko brzmią lepiej, niż hiper-drogie sprzęty, ale gorzej u nich z wyglądem. Właśnie taki "klimat zrób-to-sam" zionie z tego wzmacniacza, jego prostota ma nas tak bić po oczach, abyśmy je zamknęli i w pełni oddali się przyjemności płynącej ze słuchania muzyki.

Tył wzmacniacza jest również solidny i praktyczny
(źródło: Audiofanzine)

Ten wzmacniacz po prostu został zbudowany z myślą o służeniu przez długie lata, on nie ma wyglądać, on ma grać i mimo, iż osobiście wolę nieco inny design, to NAD-y fajnie się prezentują (tylko brońcie się rękoma i nogami przed wersjami srebrnymi, są ohydne!) i mają swój "krój", którego trzymają się od lat. Może sprawia to, że NAD do NAD-a podobny, ale ja daję mu piątkę z minusem. Minus za plastikowe przełączniki.

Przełączniki i funkcje NAD 314

No właśnie: przełączniki. Co znajdziemy na pokładzie małego NAD-a?


Zbliżenie 1:
  1. Włącznik zasilania i dioda sygnalizująca uruchomienie
  2. Wyjście słuchawkowe 6,3 mm
  3. Przełącznik wyboru pary kolumn głośnikowych
  4. Potencjometr barwy dźwięku - BASS, przełącznik wł./wył. barwy dźwięku, potencjometr barwy dźwięku - TREBLE
  5. Pokrętło balansu

Zbliżenie 2:
  1. Przełącznik odsłuchu pętli magnetofonowej
  2. Selektor źródeł
  3. Potencjometr głośności
Jak widać na powyższych zbliżeniach, NAD 314 to bardzo prosta konstrukcja, posiadająca tak naprawdę wszystko, czego potrzeba standardowemu użytkownikowi sprzętu audio i ani grama więcej. Możemy więc podłączyć słuchawki, przełączyć dźwięk na inną parę kolumn (przełącznik jest tutaj dość zabawnie oznaczony jako "extra speakers", czyli "dodatkowe kolumny"), jeśli chcemy możemy skorzystać z podstawowej regulacji barwy dźwięku, odsłuchać, co nagrywamy na kasetę i... po prostu słuchać. Nie mamy tutaj żadnych "dzikich" filtrów, systemów, ulepszaczy, poprawiaczy i tym podobnych, nie mamy możliwości wyboru rodzaju wkładki gramofonowej, nie mamy żadnych specjalnych trybów pracy (jak choćby mono), po prostu wciskamy zielony guziczek, następnie jednym z czarnych wybieramy czego słuchamy, ustawiamy głośność i tyle. Już prościej się nie da. Ale dla tych, którzy są "marudni" NAD dodał regulację barwy, prostą, podstawową, ale jednak. Na wielki plus naprawdę olbrzymia ilość wejść (możemy podłączyć nawet 6 urządzeń!). Co bardziej spostrzegawczy z was zapewne zauważyli wejście oznaczone jako "Video". Nie, nie jest to wejście na sygnał wizualny, a jest to po prostu kolejne wejście RCA, do którego mamy, w założeniu producenta, podłączyć np. telewizor, dekoder czy inny odbiornik. 

Odtwarzacz CD NAD C 521i + pilot NAD CD 3

Jeśli myśleliście, że wzmacniacz jest banalnie prosty, to patrzcie na kompakt!

  • rok produkcji: 2002
  • odtwarzany format: CD-Audio
  • przetwornik cyfrowo-analogowy: Burr-Brown Delta Sigma 20-bitowy (PCM1710U)
  • oversampling: 8-krotny
  • czytnik laserowy: Sony KSS-213C
  • wow i flutter: sterowane kwarcowo (tzw. "niemierzalne")
  • pasmo przenoszenia: 5 Hz do 20 kHz
  • rozpiętość tonalna: 96 dB
  • współczynnik sygnał/szum: 106 dB
  • separacja kanałów: 80 dB
  • poziom zniekształceń THD: 0,003%
  • napięcie wyjścia liniowego: 2,1 V
  • wyjścia cyfrowe: koaksjalne
  • wymiary: 435 x 80 x 285 mm
  • waga: 4 kg
  • akcesoria: pilot zdalnego sterowania CD 3
Warto tutaj zaznaczyć, że powyższe dane dotyczą modelu z literką "i" w nazwie. Model 521 różni się niektórymi parametrami (głównie zastosowanym czytnikiem laserowym, który w wersji 521 dostarczał Philips).

Budowa NAD C 521i

Odtwarzacz CD wygląda tak samo jak wzmacniacz, czyli tak samo jak inne NAD-y na przestrzeni dziesięcioleci. Mamy tutaj niezwykle prostą bryłę, znowu charakterystyczny, ciemnozielony włącznik i zielona dioda, szuflada nieco zaoblona, ale niezwykle przeciętnej urody, toporny wyświetlacz zamknięty w równie owalnym co szufladka na płyty wycięciu i rzędy przycisków okrągłych i owalnych. Projektant najwyraźniej lubił owale.

Co by nie mówić, kompakt jest równie solidnie wykonany, co wzmacniacz i nie mogę mu zarzucić braku konsekwencji we wzornictwie firmy. Co prawda wyżej napisałem, że wyświetlacz jest "toporny", ale prawda jest taka, że jest niezwykle czytelny i ten jego nieco wyblakły, bladoniebieski blask bardzo pasuje do reszty filozofii projektowej NAD-a.

Z tyłu tym bardziej nie ma na co patrzeć, dwa wyjścia i przewód
(źródło: The Music Room)

Tył jest równie ciekawy, co biała ściana w korytarzu: oprócz setek informacji, przypisów i zakazów nie znajdziemy tu nic, poza wyjściem analogowym RCA (cinch) i wyjściem cyfrowym koaksjalnym (coaxial), które to sprawia, że odtwarzacza można używać również z nowszymi wzmacniaczami/amplitunerami, oraz, że dźwięk w ten sposób podany będzie jeszcze bardziej cyfrowy (hurra... ?). Jeśli ktoś lubi się bawić w takie "ucyfrawianie cyfrowości" to jakby co można.

Najbardziej szalony wzorniczo z całej trójki jest... pilot

Do sterowania C 521i służy pilot zdalnego sterowania CD 3, który jest chyba jedyną oznaką, że od czasu do czasu nawet w biurach NAD-a ktoś miał dość wstrzemięźliwości i zaprojektował coś hmmm, powiedzmy "nonszalanckiego". Pilocik jest mały i niezwykle poręczny, mimo, iż nie jest to klasyczna, prostokątna bryłka. Obudowę zamknięto bowiem z jednej strony ostro ściętą krawędzią, tworząc z całości coś w stylu bryły nieforemnej. Prosty zabieg pasuje jakimś cudem do niezwykle kanciastych sprzętów NAD-a, może dlatego, że same przyciski są równie proste, co na sprzętach i że przycisk włączania rozkosznie nawiązuje swą głęboką zielenią do tych, znajdowanych na płytach czołowych szarych klocuszków z Wielkiej Brytanii.

Przełączniki i funkcje NAD C 521i


Zbliżenie 1:
  1. Włącznik zasilania i dioda sygnalizująca uruchomienie
  2. Szuflada płyty CD
  3. Wyświetlacz ciekłokrystaliczny z sensorem podczerwieni

Zbliżenie 2:
  1. Przycisk Play/Pauza i przycisk Stop
  2. Przycisk otwierania szuflady płyty CD
  3. Przycisk zmiany sposobu wyświetlania czasu utworu/płyty na wyświetlaczu
  4. Przyciski Random i Repeat
  5. Przyciski przełączania na poprzedni/następny utwór
  6. Przyciski przewijania utworów wstecz/do przodu
Dodatkowe funkcje na pilocie:
  • Zdalne włączanie/wyłączanie odtwarzacza
  • Zdalne wysuwanie i wsuwanie szuflady płyty CD
  • Programowanie utworów
  • Wybieranie poszczególnych utworów klawiaturą numeryczną
Oprócz powyższego, reszta funkcji na pilocie jest powielona z tym, co znajdziemy na płycie czołowej odtwarzacza.

Jak widać, wszystkie opcje są tu raczej podstawowe i nie ma niczego nadprogramowego, ale szczerze powiedziawszy akurat w odtwarzaczach kompaktowych dodatki są zwykle bardzo zbędne. Oczywiście szkoda, że aby użyć wszystkich funkcji, trzeba zaopatrzyć się w pilota, zawsze doceniam kompakt, który pozwala nam sterować wszystkimi funkcjami z poziomu płyty czołowej.

Ponownie warto zwrócić uwagę na nietypowe nazewnictwo, jak np. "Scan" do przewijania utworów w przód/tył, zamiast klasycznego "FF/REW", no i na bardzo dziwne "ukrycie" przycisków otwierania szuflady CD oraz przycisków transportu, umieszczając je obok identycznych przycisków, bez żadnego wyróżnienia innym kształtem, rozmiarem, czy położeniem na froncie. Jeśli nie korzystamy z tego modelu codziennie, to bardzo często możemy się złapać na tym, że naciskamy coś innego, niż chcemy.

Gramofon tangencjalny Technics SL-7


Czarny SL-7 prezentuje się nie mniej okazale, niż srebrny, a może nawet i ładniej

Gramofon w tym zestawie jest w znacznie rzadszym, czarnym wariancie kolorystycznym i muszę przyznać, że nadal robi niesamowite wrażenie. To doskonale brzmiący i niezwykle kompleksowy gramofon, który ma absolutnie wszystko, czego dusza zapragnie (oczywiście oprócz transmisji bezprzewodowej i zgrywania do źródeł cyfrowych, nie ta epoka), a do tego jest zbudowany naprawdę solidnie.

W tym konkretnym egzemplarzu zamontowano wkładkę T4P typu MM Technics EPC-P23 z igłą eliptyczną.

Kolumny głośnikowe Pioneer HPM-30

Może z maskownicą wyglądają niepozornie, ale HPM-30 jak na swoje wymiary są bardzo mocne

  • lata produkcji: 1979-1981
  • moc znamionowa: 60 W
  • system trójdrożny, z trzema driverami w obudowie Bass Reflex
  • impedancja 8Ω
  • pasmo przenoszenia: 40 Hz do 25 kHz
  • czułość: 88 dB
  • częstotliwość krzyżowa (crossover freqency): 1500, 12000 Hz
  • zastosowane głośniki: 1 niskotonowy, z włókna węglowego o śr. 200 mm; 1 tweeter wysokotonowy o śr. 45 mm 1 piezoelektryczny super tweeter wysokotonowy, wysokopolimerowy (HPM)
  • wymiary: 530 x 300 x 293 mm
  • waga: 11 kg
Seria kolumn Pioneera HPM odznacza się zastosowaniem wyjątkowych super tweeterów wysokotonowych, z dużą ilością polimeru (HPM = High PolyMer), które wykonano w technologii piezoelektrycznej. Zastosowanie takiego rozwiązania pozwalało na wybicie się kolumn z serii HPM na pozycję jednych z najbardziej cenionych modeli na rynku. I tak jest w istocie, miałem okazję słuchać przez długie lata HPM-ów 150 i brzmią one znakomicie.

"Trzydziestki" są bardzo proste, podłączamy je i grają. Oczywiście z tyłu znajdziemy pokrętło tłumika głośnikowego, służącego zmniejszeniu ryzyka zbytniego rozkręcenia głośności, ale tak poza tym znajdziemy tu jedynie proste, acz mocno trzymające, metalowe zaciski.

Tylna ścianka z pokrętłem tłumika głośnikowego i zaciskami (tył od bliźniaczego modelu HPM-30X)
(źródło: Allegro)

Brzmienie zestawu

No dobrze, przedstawiłem wszystkie sprzęty, pora w końcu powiedzieć jak zestaw z nich składający się brzmi. Odsłuch następował w małym, prostokątnym pokoju o powierzchni około 8-9 m2, czyli idealnie dla nie za dużych kolumn i wzmacniacza małej mocy.

Z pewnością zestawowi nie można odmówić klarowności przekazu, wysokie tony są tutaj na najwyższym poziomie, nie drażnią, ale są wystarczająco wyraziste, aby w idealny wręcz sposób "wyciągnąć" wszystkie ukryte elementy i szczegóły z nagrań zarówno kompaktowych, jak i winylowych i to mimo, iż wzmacniacz "kończy" swoje pasmo przenoszenia na "zaledwie" 20 kHz.

Średnie tony pozostawiają tutaj niestety wiele do życzenia. Jak na mój gust, niezależnie z jakiego nośnika odtwarzany był utwór, środka po prostu brakowało, albo był znacznie bardziej wycofany, niż być powinien, można wręcz powiedzieć, że mamy tutaj charakterystykę zbliżoną do popularnej litery V, jednak ja bym powiedział, że jest to nieco bardziej litera J, czyli podkreślona góra, wycofany środek i nieco podkreślony dół.

No właśnie, częstotliwości basowe są w tym zestawie jak najbardziej obecne, ale zdecydowanie zbyt punktowe i płytkie. Wszelkie niskie dźwięki nie wybrzmiewają tutaj mruczącym, ciepłym barytonem, a jedynie uderzają nas przez chwilę, aby w następnej sekundzie zniknąć. Niby, jeśli się przysłuchamy, dźwięk schodzi nisko, jednak zdecydowanie wybrzmienie nuty trwa zbyt krótko, aby to docenić. Jasne, jest to bardzo "dokładny" bas, który nie szczędzi basistów grających zbyt "rozlaźle", jednak nie jest to do końca mój ulubiony sposób na niskie tony.

Taka charakterystyka w literkę J najbardziej denerwuje w przypadku odsłuchu czarnych płyt, które po prostu tracą swoje ciepło i zyskują dodatkowe szumy i trzaski, których nie byłoby słychać, gdyby nie tak spora emfaza położona na górną część pasma. Srebrne krążki brzmią w takim zestrojeniu nieco lepiej, głównie ze względu na swój ogólny charakter brzmienia, lecz nie mogę odrzucić od siebie wrażenia, że niekiedy wysokich tonów jest tutaj za dużo NAWET jak na płytę CD, która przez to staje się nieco "foliowata", albo "papierowa" w brzmieniu.

Czy to wina wzmacniacza? Absolutnie nie, otóż tak grają niestety kolumienki Pioneera, co jest niezwykle zastanawiające, ponieważ mam wieloletnie doświadczenia z modelem HPM-100 z tej samej serii, który - mimo mniejszej o 10 W mocy - brzmi zdecydowanie, ale to zdecydowanie lepiej. Zapewne wynika to z faktu, iż "setki" są czterodrożne i wśród głośników znajduje się średniotonowy, podczas gdy "trzydziestki" mają tylko dwa wysokotonowe i jeden niskotonowy.

Skąd wiem, że to przez kolumny? Ponieważ słyszałem jak grają dokładnie w tym samym pomieszczeniu, ale ze wzmacniaczem Yamahy. Wtedy również brakowało mi środka, a dół był zdecydowanie zbyt ostry.

Absolutnie niczego nie mogę natomiast odmówić separacji instrumentów i szerokości sceny. Jeśli nagrany materiał został dobrze zrealizowany, to ten zestaw audio zdecydowanie to pokaże, zapewniając nam bardzo dobre rozróżnienie i warstwowe wręcz układanie dźwięków poszczególnych instrumentów i wokali, odpowiednio rozmieszczone w przestrzeni, co w tak małym pomieszczeniu przy albumach takich jak "Abraxas" Santany sprawdza się znakomicie i wypełnia najrozmaitszymi dźwiękami cały pokój.

Wygoda użytkowania

Zarówno wzmacniacz, jak i gramofon stanowią swoisty wzór dla innych konstrukcji tego typu, pokazując jak kompleksowa, a zarazem banalnie prosta może być obsługa takich urządzeń. Gramofon ma dosłownie wszystkie funkcje, których możemy oczekiwać, poza najnowszymi, cyfrowymi bajerami i wybieraniem ścieżek, które i tak zwykle było dość pokraczne i nie zawsze działało, a wzmacniacz ma wszystko to, czego potrzebujemy, aby po prostu słuchać muzyki.

Jeśli chodzi zaś o odtwarzacz CD to również nie można powiedzieć, żeby był niewygodny w użyciu, jednak zdecydowanie polecam korzystanie z pilota, a to dlatego, że po prostu przyciski transportu i wysuwania szuflady są zupełnie nie wyróżnione, co może czasami naprawdę denerwować, jeśli się chwilę nie zastanowimy co właściwie wciskamy.

Podsumowanie

Zestaw NAD 314 + NAD C 521i + Technics SL-7 + Pioneer HPM-30 to bardzo sympatyczna propozycja dla kogoś, kto chce po prostu cieszyć się z muzyki w małym gabinecie czy pokoju. Sprzęt idealnie pasuje do postawienia na szafce, lub solidnym stoliku, relatywnie mała moc sprawi, że z łatwością wysterujemy nawet mniejszy zestaw głośnikowy i szczerze mówiąc to bym zalecał: znalezienie innych kolumn, które będą równie fajnie wypełniać pomieszczenie, ale nie będą tak "suche" brzmieniowo. Ewentualnie można by pobawić się nieco regulacją basu i sprawdzić, czy to pomoże.

Koszty

Cena wzmacniacza: około 400-500 zł
Cena kompaktu: około 500-600 zł
Cena pilota zdalnego sterowania: około 200 zł
Cena gramofonu: około 1500 zł
Cena kolumn: około 800-900 zł

Łączna kwota: około 3700 zł

PLUSY:
+ solidne wykonanie wszystkich sprzętów w zestawie
+ idealne wymiary i moc do małych pomieszczeń
+ bezproblemowa, prosta obsługa
+ gramofon całkowicie bezobsługowy
+ porządny mechanizm głowicy kompaktu
+ minimalistyczny design nie odwracający uwagi od muzyki
+ naprawdę duża ilość urządzeń, które możemy podłączyć do wzmacniacza
+ brak niepotrzebnych filtrów i korektorów
+ pilot zdalnego sterowania do CD
+ brzmienie wypełniające całe pomieszczenie, bardzo wyraziste i szczegółowe...

MINUSY:
- ... które jednak zupełnie mi nie pasuje i zdaje się bez życia i zbyt "suche"
- obsługa odtwarzacza CD bez pilota jest utrudniona przez nieprzemyślany design przycisków
- niektóre funkcje odtwarzacza CD nie są dostępne bez pilota
- kolumny są dość ciężkie, więc nie postawimy ich wszędzie
- design wzmacniacza i odtwarzacza CD może odstraszać