Recenzja brytyjskiego wydania Led Zeppelin - "The Song Remains The Same"

Led Zeppelin raczej nie trzeba przedstawiać nikomu, a w 1973 roku zespół był u szczytu sławy. Na koncie cztery genialne albumy pełne hitów i ledwo co wydany piąty "Houses Of The Holy", wielka trasa koncertowa, z której nagrano i niniejszy album i pełnometrażowy film, będący zlepkiem psychodelicznych teledysków z występem z Madison Square Garden w Nowym Jorku, Led Zeppelin było na ustach wszystkich. Co mogę powiedzieć o oryginalnym, winylowym wydaniu, które oznaczono jako oficjalny soundtrack do filmu? Z góry uprzedzam, że nie jestem w stanie stwierdzić, które konkretnie to wydanie, ponieważ wszystkie wznowienia brytyjskie z '76 r. i lat późniejszych miały taki sam numer katalogowy i nie odznaczały się żadną cechą szczególną wyróżniającą je.

Uwagi/stan albumu

Płytę odsłuchiwałem na gramofonie Technics SL-QX-300 z wkładką Ortofon OMP 10 i igłą eliptyczną Ortofon OM 5e, wzmacniaczu Technics SU-V6 i kolumnach Technics SB-5.

Płytę oceniam na stan Good (Dobry) wg Record Collector's Grading System.

Dane wydania

Wydawca: Swan Song
Nr katalogowy: SSK 89402
2 x winyl
Kraj pochodzenia wydania: Wielka Brytania
Data premiery: 1976 r.
Data wydania: 1976 r., wznowienie

Lista utworów

Strona A:
  1. Rock And Roll 4:03
  2. Celebration Day 3:43
  3. The Song Remains The Same 6:00
  4. Rain Song 8:24
Strona B:
  1. Dazed And Confused 26:53
Strona C:
  1. No Quarter 12:30
  2. Stairway To Heaven 10:58
Strona D:
  1. Moby Dick 12:47
  2. Whole Lotta Love 14:24

Okładka, wkładki, koperty

Większość wznowień z tamtego okresu jest bardzo ładnie wydana. Okładkę wykonano z czerpanego kartonu, udającego teksturą skórę, obrazki i logo na okładce, zarówno z przodu i z tyłu są tłoczone, co daje przepiękny efekt dotykania i obcowania ze skórzanym kalendarzem, albo notatnikiem. Do tego po rozłożeniu okładki znajdziemy wklejoną w środek wydrukowaną na ładnym papierze książeczkę z kadrami z filmu.

Mój egzemplarz jest dość zniszczony, ale nadal prezentuje się okazale

Te same pochwały chciałbym wyrazić względem kopert wewnętrznych, jednak są to najzwyklejsze, papierowe koperty bez folii. Jedynym plusem w ich przypadku jest to, że są czarne, dzięki czemu pasują do okładki.

Okładka jest tak ładnie zrobiona, że wiele osób kupiło ten album dla niej

Całość wykonano z dość solidnego kartonu, na którym jednak - jak na wszystkich czarnych okładkach - łatwo odbija się zarys płyt ukrytych w środku, co widać na zdjęciu frontu. Nietrudno znaleźć egzemplarze z wyrwaną i odklejoną książeczką, jednak na szczęście mnie się to nie przytrafiło. Istnieje wiele późniejszych wznowień, które nie mają czerpanej okładki, albo - co gorsza - mogą być nierozkładane, dlatego warto dokładnie przyjrzeć się co kupujemy.


Opis wydania i pierwsza strona książeczki (u góry) i przykładowe strony ze środka (na dole)

Płyty same w sobie są odpowiedniej grubości i nie sprawiają wrażenia wytłoczonych "po macoszemu", zupełnie nie ma się do czego tutaj przyczepić, na pierwszy rzut oka wszystko wygląda solidnie, co zresztą zgadzałoby się z tym, jak w latach 70. wydawano płyty winylowe...

Brzmienie wydania

I tak jak album robi fenomenalne pierwsze wrażenie piękną okładką i solidnym wykonaniem, tak kiedy igła opada już na rozbiegówkę to zaczyna się zgrzyt. Zanim ktokolwiek zarzuci mi, że jestem stronniczy ponieważ moje brytyjskie wznowienie brzmi fatalnie, to uprzedzam, miałem okazję posłuchać innego wznowienia z tego okresu, jak również wydanej w 2018, zremasterowanej wersji, o której również powiem słów kilka nieco później.

Grunt, że wszystkie wydania (pierwsze zapewne również) tego albumu brzmią po prostu słabo. Dźwięk "pływa" między kanałami, zanika, pojawia się, zyskuje i traci na klarowności, te same instrumenty raz są po jednej stronie, a innym razem po drugiej i to nawet w obrębie tego samego utworu! Całość brzmi bardzo niewyraźnie, mglisto, brudno i jakby z oddali. Czuję się jakbym słuchał pirackiego bootlega nagranego magnetofonem przenośnym z widowni, a nie oficjalnego wydania w dyskografii zespołu.

Nawet gdyby płyty były w idealnym stanie to nie uratowałoby to jakości nagrania

Bas jest prawie niesłyszalny, z nielicznymi wyjątkami, perkusja jest przytłumiona i zbyt "miękka", wokal czasami znika gdzieś w odmętach instrumentacji (i jak wszystko inne "pływa sobie" pomiędzy lewą i prawą kolumną), a gitara albo jest zbyt siarczysta, albo zbyt cofnięta. Organy - jeśli już są - to zwykle wymagają niezwykłego skupienia, aby je wyłapać, a krzyki widowni brzmią bardziej jak szum morza, jest po prostu dramatycznie. Brzmi to wszystko jak zbita masa bez ładu i składu, którą nagrano równie amatorsko, co zmontowano.

Niektórzy z was mogą zastanawiać się, dlaczego tak bardzo znęcam się nad nagraniem koncertowym z pierwszej połowy lat 70. Otóż moi drodzy, dobrze nagranych koncertów z tamtego okresu, a nawet z wcześniejszych dekad, nie jest wcale tak niewiele, no i pozostaje jedna, główna kwestia: nagrany tu materiał pochodzi z filmu o tym samym tytule, w którym BRZMI ON PRZEPIĘKNIE, czysto, mocno, wielowarstwowo, wyraźnie. Co tu się stało?! Nawet na starej kasecie VHS z "The Song Remains The Same" dźwięk był świetny, nie mówiąc już o późniejszych wydaniach na DVD czy Blu-rayu.

Czyżby wykorzystano inne źródło do nagrań wykorzystanych w filmie, a inne do wydania albumu? Nie dziwne, że album ten doczekał się nieco złej sławy, bo oprócz wyczekiwania kolejnego albumu studyjnego Zeppelinów fani zawiedzeni byli słabym brzmieniem. 

Do tego wszystkiego nagranie jest bardzo nierówne (nie tylko ze względu na niezdecydowanego inżyniera, który raz wrzuca np. perkusję na środek, raz na prawo, raz na lewo), ponieważ niektóre utwory brzmią całkiem znośnie, ale np. tylko przez kilka minut, aby potem powrócić do kiepścizny. Ogółem to druga płyta zdaje się być nagrana nieco lepiej i ma znacznie więcej znośnie brzmiących momentów. Polecam słuchać tego wydania na naprawdę dobrym sprzęcie, który wyciśnie z niego tyle, ile się da.

Label wytwórni zespołu jak zwykle piękny, szkoda tylko, że materiał tak skopany

Wracamy teraz do porównania z reedycją z 2018. Czy wypada ona lepiej na tle oryginału? Otóż na pewno reedycja ma jedną, znaczącą przewagę nad oryginałem: została wydana na 4 czarnych płytach i dzięki temu zawiera prawie cały zapis koncertu z Madison Square Garden. Jednak jeśli chodzi o mastering... Tutaj jest nieco dwojako. Przede wszystkim znacznie podbito wysokie tony i nieco sztucznie wyciągnięto basy po uprzednim wycofaniu zarówno ich, jak i tonów średnich.

W przypadku niektórych utworów taki zabieg bardzo pomaga, zwłaszcza tych cichszych, wymagających większej "czystości" brzmienia, jednak w tych bardziej rockowych... oj tutaj nawet te stare wydania (oba wznowienia, których słuchałem - recenzowane i należące do mojego ojca) brzmią lepiej. Co ciekawe zamiast nagrać na remaster wersje zgrane z filmu, które brzmią świetnie, to pomieszano znowu wersje z tego oryginalnego wydania z '76 roku...

Ocena albumu

Tutaj wielkiego zaskoczenia nie będzie, jeśli napiszę, że podobnie jak w przypadku oceny brzmienia, polecam po prostu obejrzeć film "The Song Remains The Same" i będziemy mogli posłuchać wszystkich utworów i w znacznie lepszej jakości. Skoro jednak jesteśmy przy oryginalnym wydaniu to ocenię te utwory, które się na nim znalazły.

Zdecydowanie druga płyta z zestawu, oprócz lepszego brzmienia, zawiera "lepsze" utwory. Skąd cudzysłów? Stąd, że ciężko tu mówić o słabych utworach, Led Zeppelin to jeden z tych zespołów, którego praktycznie wszystkie utwory są świetne i legendarne. Dlaczego jednak druga płyta jest lepsza? Ze względu na lepsze kompozycje, które się na niej znalazły i które wykonane są (mimo paskudnego dźwięku nagrania) po mistrzowsku. Dla mnie top 5 utworów z tej wersji albumu to: 1. "Stairway To Heaven" (zero niespodzianek) 2. "No Quarter" 3. "Rain Song" 4. tytułowy "The Song Remains The Same" oraz 5. "Whole Lotta Love". Zdecydowanie zabrakło mi na tej wersji albumu "Since I've Been Loving You", które zostało na tym koncercie wykonane przecudownie, ale jeśli brzmienie miałoby być równie skopane jak w reszcie przypadków, to może lepiej, że tego utworu tu nie ma.

Reszta utworów z albumu, jak pisałem, jest równie świetna, ale bardzo kuleje przez dźwięk. Niestety przy "Dazed And Confused", które całkowicie zajmuje całą stronę B zdarza mi się przysypiać, a to tylko dlatego, że w takiej jakości ciężko jest skupić się na tej długaśnej improwizacji zespołu. Powtarzam się, ale podczas oglądania samego filmu nie mam takiego problemu. Zdecydowanie bardziej podobają mi się natomiast improwizacje Zeppelinów, które mają miejsce w trakcie wcześniej wspomnianych "No Quarter", czy choćby "Whole Lotta Love". Solówka perkusyjna z "Moby'ego Dicka" byłaby znacznie ciekawsza, gdyby była dobrze nagrana... Mogę tak rozpisać się o wszystkim, tylko po co.

Cena wydania

Jak już wcześniej wspomniałem, ciężko mi określić, które to jest dokładnie wydanie, ale średnio ceny tego albumu po prostu (w tej oryginalnej, dwupłytowej wersji) zwykle w okolicach 100 zł, ale z odrobiną szczęścia egzemplarze nieco bardziej "zmęczone" (jak mój) można znaleźć za około 75 zł, co za stare, dwupłytowe wydanie nie jest złą ceną, jeśli chcemy uzupełnić swoją kolekcję.