Recenzja filmu dokumentalnego "The Beatles - Get Back" (2021)

Kiedy w zeszłym roku ogłoszono, że znany reżyser Peter Jackson planuje wypuścić dokument o powstawaniu beatlesowskiego projektu "Get Back" ze stycznia 1969 roku, pomyślałem sobie "tylko po co?". Przecież Apple Films wypuściło w 1970 roku film dokumentalny "Let It Be", pokazujący dokładnie to samo.

Okazało się na szczęście, że nie do końca "dokładnie to samo", ponieważ "Get Back" to coś znacznie, ale to znacznie więcej, niż tylko rozszerzona wersja starego dokumentu z początku lat 70.

Tło historyczne

Film pozwala nam spędzić cały miesiąc z największym zespołem w historii

W 1968 zespół The Beatles nagrał teledyski do "Hey Jude" i "Revolution" w celu wypromowania nowego albumu (tzw. "Biały Album" z tegoż roku) w studiu filmowym Twickenham. "Hey Jude" zostało wtedy wykonane z udziałem publiczności i Czwórce z Liverpoolu bardzo spodobała się koncepcja powrotu do publicznych występów po ponad 2 latach zamykania się w studio i cyzelowania nagrań na kolejne albumy. Narodziła się idea nowego projektu, który zakładałby bardzo proste, wręcz prymitywne kompozycje, bez dogrywania kolejnych ścieżek, takie, które zespół mógłby bez problemu wykonać na żywo i... o nich zapomnieć. Pierwotny zamysł projektu zakładał występ w telewizji lub koncert na żywo z piosenkami, które byłyby unikalne, jednorazowe dla tego jednego wydarzenia i nigdy więcej nie zagrane, a nawet nie nagrane czy to na wideo czy taśmę audio. Aby zrealizować ten pomysł zespół zebrał się ponownie w studio Twickenham w styczniu 1969 roku, jednak mieli jedynie miesiąc czasu na realizację planu, ponieważ perkusista zespołu, Ringo Starr, miał rozpocząć nagrywanie zdjęć do czarnej komedii "Christian Czarodziej" ("The Magic Christian"), w której zagrał jedną z głównych ról.

Gonieni przez czas i napędzani przez kłębiące się w głowach pomysły Beatlesi wielokrotnie zmieniali koncepcję projektu, który ostatecznie zyskał przydomek "Get Back" (od jednego z pierwszych utworów wymyślonych w trakcie tych sesji). Przez chwilę zespół miał wystąpić w starożytnym amfiteatrze w jakimś egzotycznym kraju, innym razem występ miał się odbyć w studio, ale w obrotowych sześcianach z pleksi. Miało to być wszystko, tylko nie nagrywanie zwykłego albumu i na pewno nie mógł to być album pełen studyjnych sztuczek.

Czym dokładnie jest dokument "Get Back"?

Przyglądanie się organizacji pracy i sprzętowi z epoki jest równie zajmujące

Pierwotnie "Get Back" miało wyjść do kin jako pełnometrażowy dokument, jednakże sytuacja covidowa zmieniła te plany i zamiast tego materiał został mocno rozszerzony i przeistoczony w trzyodcinkowy serial dostępny na wyłączność na platformie Disney+. Każdy z odcinków ma nieco ponad 2 godziny, tak więc całość trwa prawie 8 godzin. Długo? I tak i nie, zaraz do tego wrócę; dość powiedzieć, że oryginalny materiał nagrany na potrzeby wydania filmu "Let It Be" trwał ponad 150 godzin.

"Get Back" to obszerny zapis całego stycznia 1969 roku od pierwszego, do ostatniego dnia, ukazując prawie wszystkie wydarzenia z życia zespołu, zarówno te w studio, jak i poza nim, oraz pełen zapis słynnego koncertu na dachu wytwórni Apple'a. Na początku napisałem, że to coś znacznie więcej, niż wersja z 1970 r. i to prawda, albowiem widzimy nie tylko jak zespół pracuje, ale również słyszymy ich prywatne rozmowy, widzimy ich najbliższych współpracowników i rodziny, widzimy co jedzą, jakie papierosy palą, słyszymy ich żarty i przekleństwa, bierzemy udział w dużej cząstce ich codzienności.

Dla kogo jest film?

To był jeden z pierwszych koncertów muzycznych z zaskoczenia w historii

To niezwykle istotne, nie tylko dla zagorzałych fanów zespołu, aby pokazać możliwie jak najwięcej. Każdy, kto jest zainteresowany w jakimkolwiek stopniu procesami twórczymi zachodzącymi w umysłach artystów, tworzeniem muzyki, ale również modą, językiem, kulturą i obyczajami późnych lat 60., ponieważ oprócz osób przychodzących do studia widzimy również fanów czekających pod budynkiem, policjantów próbujących powstrzymać koncert na dachu, czy w końcu przypadkowych przechodniów, których członkowie ekipy filmowej wypytywali o wrażenia z takiego koncertu urządzonego z zaskoczenia, bez zapowiedzi, nagle w porze lunchu, ludzi wychodzących z biur na dachy, aby zobaczyć co się dzieje, ludzi wysiadających z taksówek, którzy z zaciekawieniem zadzierali głowy, żeby może dostrzec swoich idoli.

Materiał ma więc niezwykle wysokie walory edukacyjno-historyczne, tym bardziej, że dosłownie każda osoba po pojawieniu się na ekranie jest podpisana, dzięki czemu dokładnie wiemy kto kim jest i jaką rolę w życiu "Żuków" pełnił (ba, nawet opisano z nazwiska i stanowiska policjantów chcących zatrzymać zespół za zakłócanie spokoju), a film wzbogacono o zdjęcia i dodatkowe informacje uzupełniające np. czytane przez Wielką Czwórkę na głos artykuły prasowe, czy omawiane przez ekipę wydarzenia, programy telewizyjne, filmy, które widzieli. Podobnie wszystkie grane utwory, choćby pojawiały się tylko na chwilę są dokładnie opisane wraz z autorami kompozycji i opisywane w kontekście kariery zespołu.

W filmie możemy usłyszeć masę niewykorzystanego materiału muzycznego, utworów, które NIGDY nie ujrzały światła dziennego w formie płyt (przynajmniej nie oficjalnie), czy nawet piosenki, które później stały się bazą solowych utworów już po rozpadzie zespołu.

Przygotowania nie szły najlepiej, aż do pojawienia się Billy'ego Prestona

Wartość dodaną stanowią tu np. zarejestrowana ukrytym mikrofonem rozmowa Johna Lennona z Paulem McCartneyem dyskutujących o kłótni z Georgem Harrisonem, który - zdenerwowany coraz wymyślniejszymi pomysłami na projekt "Get Back" - postanowił odejść z zespołu. Jest to zresztą duży punkt zwrotny dokumentu, ponieważ można się przyjrzeć jak takie oświadczenie ze strony George'a wpłynęło na resztę jego kolegów i ekipy i jak próbują temu zaradzić.

Dla mnie film był niesamowitym doświadczeniem z kilku względów: po pierwsze kocham The Beatles i widzieć jak w MIESIĄC potrafili napisać i udoskonalić 11 utworów to prawdziwa gratka; po drugie gram na gitarze i kiedyś byłem częścią kilku zespołów, a widząc interakcje w zespole, żarty muzyczne, wygłupy z instrumentami, jedzenie i picie w sali prób, przypomniały mi stare, dobre czasy; po trzecie uwielbiam lata 60. i stare sprzęty audio i obserwowanie procesów nagrywania muzyki w tamtym okresie i analizowania używanych przez zespół instrumentów i sprzętu nagłośnieniowego było dla mnie iście fascynujące.

Jakość obrazu i dźwięku

Oglądając "Get Back" przypomniało mi się jak sam grałem w zespole

Zgodnie z obietnicami obraz i dźwięk zostały bardzo ładnie wyczyszczone (oczywiście tam, gdzie było to możliwe), a tam, gdzie dialogi są mniej wyraźne na ekranie pojawiają się napisy z imieniem osoby wypowiadającej się. Wszystko zostało tutaj bardzo dobrze przemyślane i zmontowane, w film włożono tytaniczne pokłady pracy, aby nawet w momentach, w których nie ma obrazu pasującego do nagrania dźwiękowego widz tego nie odczuwał. Osiągnięto to poprzez naprawdę sprytny montaż, który wydaje się niezwykle naturalny i nie daje nam poczucia ingerencji twórców. Oczywiście zdecydowanie najlepiej brzmią utwory, które zostały zarejestrowane na taśmach-matkach, nie wszystko było przecież nagrywane profesjonalnymi mikrofonami wysokiej jakości. Niektóre ujęcia wyglądają nieco mniej ostro, ale można się tego spodziewać po materiale nagranym 52 lata temu. Kolory są niezwykle żywe i mocne, ale nie przesadzone, a znacząca większość filmu jest krystalicznie czysta, aż trudno uwierzyć, że materiał jest tak stary.

Moja ocena filmu

Zwariowany humor zespołu udziela się wszystkim

"Get Back" to genialny dokument pełen humoru, szczerości, informacji, cudownej muzyki i mimo pewnych niesnasek, niezwykłego ciepła. Wyczerpuje temat z nawiązką, pokazuje znacznie więcej niż można by się spodziewać, odsłania karty historii nie tylko zespołu The Beatles, ale również otaczających ich ludzi i czasów. Owszem, jest on nieco przydługi i jeśli nie jesteśmy w stanie wytrzymać 7 godzin i 48 minut to polecam obejrzenie oryginalnego "Let It Be", jednakże jeśli jesteśmy zainteresowani jak DOKŁADNIE były nagrywane dwa ostatnie albumy Czwórki, dlaczego miały to być ich ostatnie krążki i jakie były ich pomysły dotyczące projektu "Get Back", który później został wypaczony przez Phila Spectora, to naprawdę warto zaznajomić się z tym dokumentem. Podział na odcinki pomaga, ponieważ nie musimy obejrzeć całości za jednym zamachem, tym bardziej, że początek drugiego odcinka bywał nieco nurzący (ze względu na brak George'a na planie). Zdecydowanie najbardziej wszystko rozkręca się na przełomie odcinków drugiego i trzeciego, kiedy zespół przeniósł się do siedziby Apple Corps. i przez przypadek w studio pojawił się Billy Preston, który całkowicie odmienił grane utwory i ruszył całą machinę do przodu swoim genialnym graniem na organach.

Szkoda tylko, że póki co oficjalnie nie możemy zobaczyć "Get Back" w Polsce, ponieważ Disney+ u nas nie funkcjonuje. Może niedługo będzie to możliwe bez bawienia się w internetowe sztuczki z wirtualnymi serwerami.

Słów kilka o albumie i filmie "Let It Be"

Ringo zaprasza na wspólną kawę

Zacznijmy od albumu, "Let It Be" z 1970 r. - jeśli chcemy usłyszeć PRAWDZIWĄ wizję Beatlesów, jak MIAŁ brzmieć projekt "Get Back" to najlepiej posłuchać "Let It Be... Naked" z 2003 r. Jest to przygotowana przez Paula i Ringo wersja utworów według tego, co działo się w trakcie widocznych w dokumencie sesji nagraniowych, w przeciwieństwie do wypaczonej, mocno zmodyfikowanej i słabo brzmiącej wersji Phila Spectora zmontowanej w 70 roku.

Film "Let It Be" polecam każdemu, kto nie chce oglądać zakulisowego "Get Back" i chce po prostu zobaczyć Beatlesów wykonujących te utwory i tylko trochę ich procesu twórczego. Peter Jackson powiedział: ""Get Back" nie ma w żadnym wypadku zastępować "Let It Be", a być jedynie jego uzupełnieniem". Dociekliwym polecam jednak znacznie bardziej "Get Back" bo daje znacznie prawdziwszy obraz tego, jak wyglądała praca przy tych nagraniach niż "Let It Be" z 70 roku.

Ciekawostka na koniec

Wyniki wyszukiwania wideo dot. Stylophone'u (u góry) i scena z "Get Back" (na dole)

W filmie widać jak zespół używa urządzenia Stylophone, które w ostatnim czasie święci niezwykłe triumfy na YouTubie. Wszyscy zdają się być zafascynowani tym urządzonkiem, a słynna Czwórka bawiła się nim już 52 lata temu!