Po wydaniu uznawanego do dzisiaj za najlepszy albumu "Destroyer" zespół Kiss postanowił wrócić nieco do korzeni i nagrać znacznie prostszą płytę, która byłaby mniej eksperymentalna muzycznie. W ten sposób powstał bardzo "szybki, łatwy i przyjemny" album "Rock And Roll Over". Czy jest równie przyjemny z kanadyjskiego wydania? Czy Kanadyjczycy nagrywali płyty bardziej jak Amerykanie (świetne brzmienie), czy bardziej jak Francuzi (raczej niezbyt ciekawy dźwięk)?
Uwagi/stan albumu
Płytę odsłuchiwałem na gramofonie Technics SL-QX-300 z wkładką Ortofon OMP 10 i igłą eliptyczną OM 5e, wzmacniaczu JVC A-X400 i kolumnach Technics SB-5.
Wg Record Collector's Grading System oceniam stan płyty na Very Good (Bardzo dobry), stan okładki na Excellent (Doskonały) mimo zatarć i podpisu pierwszego właściciela, a wkładkę na Good (Dobry) ze względu na rozerwanie.
Dane wydania
Wydawca: Casablanca Records/Quality Records
Nr katalogowy: NBLP 7037-V
1 x winyl
Kraj pochodzenia wydania: Kanada
Data premiery: 1976 r.
Lista utworów
Strona A:
- I Want You 3:02
- Take Me 2:53
- Calling Dr. Love 3:41
- Ladies Room 3:25
- Baby Driver 3:59
Strona B:
- Love 'Em And Leave 'Em 3:41
- Mr. Speed 3:19
- See You In Your Dreams 2:31
- Hard Luck Woman 3:32
- Makin' Love 3:12
Okładka, wkładki, koperty
Okładka jest zdecydowanie najmocniejszą stroną tego wydania, jest wykonana z dość grubego kartonu, a więc jest solidna i dobrze chroni płytę. Jeśli chodzi o rysunki wykonane przez Michaela Doreta to uważam, że są genialne. Niby są proste, niby plakatowe, a jednak oddają klimat zespołu (i tej płyty) idealnie. Oprócz świetnie zrealizowanych wizerunków członków zespołu na albumie i kopercie znajdziemy mocno wystylizowane logo Kiss, które tworzy ciekawy wzór. Nie mogę jednak zbyt wiele powiedzieć na temat okładki, ponieważ zarówno z przodu, jak i z tyłu jest identyczna (jedynie z tyłu jest obrócona, a tracklista i opisy utworów znajdują się pod różnymi kątami w rogach zamiast loga zespołu).
Okładka jest zdecydowanie najlepszym aspektem kanadyjskiej wersji
Nie jest to pierwszy (i nie ostatni) album Kiss, na którym tracklista na okładce jest nadrukowana w innej kolejności, niż utwory znajdują się na samej płycie. Podobny zabieg widziałem np. na albumach Roda Stewarta (do którego zaskakująco jeszcze wrócę w tej recenzji).
Utwory nie po kolei są zabawne, ale trochę utrudniają "nawigację" po albumie
Warto zwrócić również uwagę, że bardzo pożądanymi przez kolekcjonerów są egzemplarze tego albumu z tzw. "niebieskimi łzami" pod prawym okiem Starchilda. Są to wydania uznawane za bardzo rzadkie i rzekomo zgodne z wizją artysty odpowiedzialnego za okładkę. Nic bardziej mylnego, autor rysunków zapytany o "łzy" powiedział, że nie były one nigdy jego zamysłem i jest to ślad, który pozostał na matrycy drukarskiej po jakimś innym projekcie, a więc jest to tylko błąd w druku, zwykła plama.
Dwie małe kropelki tuszu, a wywołały ogromne poruszenie wśród fanów!
Jeśli chodzi o zawartość zestawu to na szczęście w przypadku drugiego wydania kanadyjskiego nie tracimy praktycznie nic z oryginalnego, pierwszego wydania amerykańskiego. Oryginalnie okładka również nie jest rozkładana i oprócz wewnętrznej koperty dostajemy jedynie kupon pozwalający dołączyć do tzw. Armii Kiss (czyli fanklubu zespołu) i kwestionariusz osobowy. Tutaj takiej wkładki zabrakło, ale strata jest to niewielka, zważywszy, że raczej kupon ten już by nie zadziałał. Sama koperta jest wykonana ze śliskiego papieru i wydrukowano na niej na czarnym tle stylizowane logo Kiss, tym razem w kolorze czerwonym, ułożone w bardzo ciekawy wzór na samym środku. Wygląda ładnie, ale jest niczym nie wyłożona i przez to rysuje winyla. W moim egzemplarzu jest również rozdarta i nie nadaje się do niczego (sklejenie na niewiele się zda).
Koperta wewnętrzna jest piękna, ale mało przydatna
Zanim przejdziemy dalej zauważę jeszcze, że mój egzemplarz płyty został podpisany przez poprzedniego właściciela zarówno na okładce, kopercie, jak i na labelu. W latach 70. bardzo często podpisywano płyty, aby w trakcie wymiany lub pożyczania nikt ich sobie nie przywłaszczył.
Brzmienie wydania
Kupując ten konkretny egzemplarz zastanawiałem się jak będzie on brzmiał. Za przemawiało to, że jest to drugie wydanie, a więc bardzo bliskie premiery albumu, co zwykle przekłada się na wspaniały dźwięk, oraz to, że Kanada, jako bezpośredni sąsiad Stanów Zjednoczonych, mogła tłoczyć płyty równie solidnie i korzystać z tych samych szablonów do tłoczenia. Z drugiej strony przeciw przemawiało to, że Kanada dużo elementów kulturowo-handlowych przejmuje od Francji, a francuskie wydania zwykle nie powalały mnie nigdy jakością. Będąc jednak fanem Kiss i chcąc na własnej skórze sprawdzić, które "oblicze" Kanadyjczyków będzie bliższe prawdy, kupiłem tą płytę.
Czy było warto? Niestety, to jest idealny przykład na to jak NIE wydawać płyt winylowych. Możliwe, że pierwsze wydanie z kraju liścia klonowego brzmiałoby znacznie lepiej. Możliwe, że późniejsze wznowienie brzmiałoby lepiej. Nie dowiem się tego, ponieważ się sparzyłem i nie mam zamiaru nigdy więcej kupować kanadyjskich wydań.
Nawet po dokładnym wyczyszczeniu płyta gra tragicznie
Płyta brzmi fatalnie, dźwięk jest bardzo "brudny", zamglony, przytłumiony jakby był odtwarzany z mocno zmęczonej i "zajechanej" kasety magnetofonowej, albo jakby zespół grał w mieszkaniu obok. Mamy tutaj głównie tony średnie i nieco "zmulone" basy. Wysokie tony nie istnieją, podobnie jak szczegółowość czy przestrzenność. Płyta brzmi najlepiej w momentach, w których jest mało instrumentów grających równocześnie. Wtedy dźwięk nagle staje się czysty, głęboki i odpowiednio wyważony. Szkoda tylko, że akurat "Rock And Roll Over" to (szok!) bardzo rock'n'rollowy album i takich momentów, w których zespół nie gra gęsto jest zaledwie garstka.
Przecież materiał nagrany na ten album został zrealizowany bardzo dobrze. Wszystkie albumy Kissów, które posiadam na winylach brzmią świetnie i to z późniejszych reedycji niemieckich i brytyjskich, wcale nie z pierwszych wydań. Gdziekolwiek nie próbowałbym słuchać "Rock And Roll Over", czy to na streamie, czy nawet na YouTube'ie, to wszystkie utwory brzmią normalnie, brzmią dobrze. Co tu się stało?
Możliwe, że pierwotny właściciel mocno zniszczył rowki beznadziejną igłą, ale szczerze mówiąc to oprócz pomniejszych trzasków pomiędzy utworami nie słyszę tutaj większych problemów ze zniszczeniem. Powierzchnia płyty również nie jest bardziej porysowana niż standardowy zakup mający 45 lat. Poza tym, ten dźwięk nie brzmi jak zniszczone rowki.
Zniszczone rowki byłyby wtedy, gdyby ubytki i artefakty pojawiały się nieregularnie. Np. jeden fragment brzmiałby normalnie, podczas gdy w następnym załamywałby się dźwięk, przeskakiwał pomiędzy kanałami, lub przesterowywał z powodu zdartego rowka. Tutaj tego nie ma, sygnatura brzmieniowa tego wydania jest równomierna na całej płycie. I jest fatalna.
Ocena albumu
Przyznaję, że wahałem się z podejściem do oceny albumu. Jak mam ocenić materiał muzyczny, jeśli źródło brzmi tak źle? Postanowiłem więc przesłuchać płytę jeszcze raz, tym razem ze streamu (Deezer).
Album "Rock And Roll Over" wyszedł po premierze doskonałego "Destroyera". Kiss od zawsze stosowało ciekawe zabiegi i eksperymentowało ze standardową koncepcją hard rocka, dodając do niego szczyptę szaleństwa, i fantazji (genialny zwrot akcji i chórki niczym z kwartetu fryzjerskiego na pierwszym albumie, czy dziecięcy chórek na "Destroyerze"). To oni ukształtowali glam rock, który później zawojował świat i stał się podwalinami hair metalu.
Quality Recrods? Trochę zabrakło tej jakości...
"Rock And Roll Over" to - jak już wspomniałem - bardzo "szybki, łatwy i przyjemny" album. Znaczna większość utworów to szybkie kawałki rockowe z wyrazistymi riffami, kwiecistymi solówkami i dudniącą sekcją rytmiczną. Nie jest to może najbardziej ambitny album zespołu, ale zdecydowanie najbardziej rozrywkowy. Uważam, że nie ma w tym absolutnie nic złego, zwyczajnie jest to płyta, którą możemy włączyć na imprezie, albo kiedy chcemy się odprężyć bez potrzeby wsłuchiwania się w ambitne teksty czy skomplikowane instrumentacje.
Album nie zawiera również jakichś szczególnie rozpoznawalnych hitów. To powiedziawszy, nadal uważam, że jest on bardzo dobry i nieco przypomina mi "Dressed To Kill", w swojej zawadiackości warstwy muzycznej i tekstowej. Moim zdaniem zdecydowanie najlepsze utwory to "I Want You" ze swoimi zabawnie akustycznymi i balladowymi wstawkami, "Ladies Room" dzięki przerywnikom granym na krowim dzwonku, "Calling Dr. Love" za wspaniale soczystą solówkę i śpiewany przez Catmana (perkusistę Petera Crissa) "Hard Luck Woman", który zarówno wokalnie, jak i instrumentalnie brzmi jak utwór "Maggie May" Roda Stewarta, co zapewne było zamierzone i wyszło fenomenalnie. Catman idealnie symuluje chropowaty, melodyjny głos Stewarta.
Cena wydania
Średnia cena tego konkretnego wydania wynosi około 55 zł, warto zwrócić uwagę, czy jeśli już decydujemy się na kanadyjskie wydanie, to kupujemy drugie (opisywane tutaj) czy pierwsze. Można je rozpoznać po innej notce dot. praw autorskich na labelu - zamiast "Recorded in Canada by Quality Records" znajdziemy tam "Casablanca Record & Filmworks Inc.".
Drugą ważną kwestią jest nieuwaga sprzedawców. Często opisują kanadyjskie wydanie jako amerykańskie. Nie dajcie się na to nabrać! Ja wiedziałem od początku, że wydanie jest kanadyjskie, sprzedający jednak nie był tego świadomy.
Mój egzemplarz w stanie VG wylicytowałem za około 67 zł.
Mała pointa: nigdy więcej nie zaryzykuję kupna kanadyjskiego wydania płyty winylowej i wam również odradzam.