Amon Düül był niemiecką hippisowską komuną, zrzeszająca w latach 60. wszelkiej maści artystów, którzy wspólnie występowali podczas niezwykle długich, improwizowanych eventów. Po jakimś czasie grupa podzieliła się na Amon Düül i Amon Düül II. Członkowie Düül I skupili się na tworzeniu sztuki poprzez malarstwo, rzeźbę, taniec interpretacyjny itp., natomiast Düül II wykorzystali swoje dotychczasowe doświadczenia muzyczne, aby wprowadzić swoje długie improwizacje na salony. Jak w dzisiejszych czasach słucha się ich debiutanckiego albumu?
Uwagi/stan albumu
Płytę odsłuchiwałem na gramofonie Technics SL-QX-300 z wkładką Ortofon OMP 10 i igłą eliptyczną OM 5e, wzmacniaczu JVC A-X400 i kolumnach Technics SB-5.
Wg Record Collector's Grading System oceniam stan płyty na Excellent (Doskonały), podobnie jak stan okładki (mimo zagięć i kleju widocznego z tyłu okładki).
Dane wydania
Wydawca: Sunset Records
Nr katalogowy: SLS 50257
Seria: Contemporary Series
1 x winyl
Kraj pochodzenia wydania: Wielka Brytania
Data premiery: 1972 r.
Lista utworów
Strona A:
- Kanaan 3:56
- Dem Guten, Schönen, Wahren 6:00
- Luzifers Ghilom 8:02
- Henriette Krötenschwanz 1:59
Strona B:
- Phallus Dei 20:45
Okładka, wkładki, koperty
Na wstępie muszę powiedzieć, że "Phallus Dei" miało kilka okładek w zależności od kraju pochodzenia wydania. Nie do końca wiem skąd te zmiany, ponieważ oprócz tytułu (którego notabene nigdzie nie ocenzurowano - po łacinie oznacza on "Fallus Boży"), okładka nie była zbyt sugestywna czy niecenzuralna. W każdym razie, drugie wydanie brytyjskie opatrzono fioletowym zdjęciem pop-artowym zespołu na psychodelicznym tle. Oryginalnie okładka niemiecka pokazuje drzewo z ptakami na tle nieba, z tyłu zaś znajdziemy zdjęcie zespołu z dziwnym, plastikowym słoniem i wypaloną w kliszy plamę natomiast pierwsze wydanie brytyjskie to czerwone, psychodeliczne, wzory i litery przypominające typowe plakaty koncertowe z przełomu lat 60. i 70. Każda z okładek jest interesująca.
Mimo, że nie jest to oryginalna okładka to nadal jest bardzo klimatyczna
Tył tej edycji nie jest niestety już tak udany. Chociaż ma ciekawy kolor, który nawet jakoś pasuje do fioletu z okładki, to w całości bardzo przypomina tyły okładek z lat 50. i 60.: mamy tutaj opis zespołu wykonany przez redaktora muzycznego (chociaż tutaj jest on dość ciekawy, bo autor starał się opisać Amona w bardzo młodzieżowy sposób), listę utworów i reklamę innych tytułów z serii Contemporary Series.
Tył już tak nie zachwyca
Koperta wewnętrzna jest równie nudna, co tył okładki tego wydania. Zwykła biała koperta, z malutkim napisem "Printed in the U.K." i bez folii ochronnej w środku. Czym prędzej należy wymienić ją na lepszą. Szkoda, że ani w drugim, ani w pierwszym wydaniu brytyjskim nie zastosowano oryginalnej koperty z bardzo ładnym, czarno-białym zdjęciem zespołu na śliskim papierze.
Okładki oryginalnych wydań są ciekawsze, zwłaszcza brytyjska
Brzmienie wydania
Drugie wydanie brytyjskie na szczęście brzmi fantastycznie. Mimo umieszczenia perkusji prawie całkowicie w lewym kanale (dość częsty błąd inżynierów dźwięku z tamtych lat), to nie mamy absolutnie wrażenia, że album brzmi dziwnie. Całość jest niezwykle przestrzenna, nawet bardziej niż większość winyli. Bongosy, organy, 12-strunowy bas, wibrafon, perkusje, gitary, skrzypce, tamburyn i wokale przenikają się, nakładają, tańczą wspólnie i tworzą niesamowity wir wrażeń i dźwięków, który z pozoru bezsensowny, ma bardzo konkretną strukturę i jest przemyślany. Wszystkie częstotliwości są odpowiednio zrównoważone, wysokie, średnie i niskie tony są odpowiednio ułożone, dzięki czemu w żadnym momencie nie mamy absolutnie wrażenia, że coś "nie gra". Podobnie jak sama warstwa muzyczna brzmienie zaskakuje, intryguje, ale równocześnie wszystko składa się w całość, nie irytuje, ma sens. Tak powinna działać prawdziwa psychodela: z pozoru nic do siebie nie pasuje, po posłuchaniu wszystkie, nawet najbardziej zaskakujące momenty, pasują idealnie do siebie.
Płyta jest gruba i ciężka, rowki głębokie, czego chcieć więcej?
Dzięki ciężarowi i grubości płyty dźwięk basów i bębnów jest głęboki i pełny, wypełniający wszelkie zakamarki pomiędzy zrównoważonymi i soczystymi średnimi tonami gitar, wokali i skrzypiec. Całość wieńczą perkusyjne "przeszkadzajki", wyraziste piski i efekty stworzone przez nakładane wielowarstwowo gitary i krzyki wokali. Utwory grupy wprowadzają w istny trans, co idealnie podkreśla przestrzenność, szeroką scenę i wielowarstwowość kompozycji. Możemy z łatwością ocenić gdzie stał który muzyk i w jakim pomieszczeniu nagrywany był dany utwór. Zdecydowanie polecam słuchanie "Phallus Dei" z czarnej płyty. Płyta kompaktowa czy pliki cyfrowe nie będą w stanie oddać trójwymiarowości brzmienia, które tu spotykamy.
Label wygląda na brudny, ale to po prostu srebrna farba wychodząca spod niego
Ocena albumu
"Phallus Dei" to zdecydowanie głęboka psychodelia. Już kilkukrotnie wspominałem o wielowarstwowości i nieprzewidywalności kompozycji. Każdy wprawny fan rocka progresywnego odnajdzie się tu jak ryba w wodzie. Wszystkie utwory to bardzo charakterystyczne podejście do muzyki rodem z pierwotnej komuny Amon Düül: długie, pozornie niekończące się, kompozycje, teoretycznie bez ładu i składu, teoretycznie piskliwe krzyki Christiana Thiele i Renate Knaup w większości po niemiecku (tylko jeden utwór jest śpiewany po angielsku) to w rzeczywistości melodyjne uzupełnienie instrumentacji. Długaśne solówki na gitarach, wprowadzające w trans linie basu, efekty specjalne utworzone głównie z przesterowania sprzętu nagłośnieniowego, perkusja nadająca wspaniały, nigdy nie zatrzymujący się rytm, skrzypce i bongosy, dodające egzotyki, tutaj wszystko idealnie współgra mimo, że z pozoru brzmi jak kociokwik.
Bardzo ciężko jest opisywać głęboką psychodelię słowami. Tak naprawdę trzeba posłuchać tego albumu w spokoju, najlepiej w nieco przyciemnionym pokoju, kontemplując każdy dźwięk wydobywający się z kolumn.
Mam również problem z wybraniem kilku najlepszych utworów. Zdecydowanie głównym daniem jest tutaj tytułowy "Phallus Dei", który zajmuje całą drugą stronę (ponieważ trwa prawie 21 minut), ale pierwsza strona wcale nie ustępuje w niczym, a nawet prezentuje najróżniejsze oblicza zespołu, który mimo, iż stara się mieć swój styl i konwencję, to potrafi doskonale zmieniać klimat kompozycji w środku utworów i tworzyć najróżniejsze muzyczne krajobrazy.
Cena wydania
Drugie wydanie brytyjskie kosztuje zwykle około 70-100 zł w bardzo dobrym lub doskonałym stanie. Okładka jest lakierowana z przodu, jednak wykonano ją z dość cienkiego kartonu, natomiast sama płyta jest odpowiednio gruba i ciężka. Szkoda, że okładkę zmieniono, jednak to nadal solidnie brzmiące wydanie i na pewno dostaniemy je znacznie taniej niż pierwsze brytyjskie lub tym bardziej pierwsze niemieckie.
Swój egzemplarz wylicytowałem za 81 zł.