Recenzja pierwszego brytyjskiego wydania Osibisa "Osibisa"

Osibisa to dość mało znany brytyjski zespół grający głównie w stylu afro-pop. Założony w Londynie w 1969 roku przez czterech afrykańskich uchodźców i trzech muzyków karaibskich. Ta intrygująca mieszanka wybuchowa i kulturowa objawia się na ich albumach uderzając słuchacza szybko, mocno i zawzięcie. Nie sposób nie tupać stopą do rytmu. W kilku słowach nazwałbym Osibisę "afrykańskim Santaną". Zainteresowani? Przyjrzyjmy się więc pierwszemu brytyjskiemu wydaniu ich debiutanckiego krążka.

Uwagi/stan albumu 

Płytę odsłuchiwałem na gramofonie Technics SL-QX-300 z wkładką Ortofon OMP 10 i igłą eliptyczną OM 5e, wzmacniaczu JVC A-X400 i kolumnach Technics SB-5. 


Wg Record Collector's Grading System oceniam stan płyty na Excellent (Doskonały), natomiast stan okładki i wkładek również na Excellent (mimo wytarcia na okładce spowodowanego odklejeniem naklejki).

Dane wydania 

Wydawca: MCA Records
Nr katalogowy: MDKS 8001 
1 x winyl 
Kraj pochodzenia wydania: Wielka Brytania 
Data premiery: 1971 r. 

Lista utworów

Strona A:
  1. The Dawn 7:24
  2. Music For Gong-Gong 4:19
  3. Ayiko Bia 7:52
Strona B:
  1. Akwaaba    5:27
  2. Oranges    4:43
  3. Phallus C    7:15
  4. Think About The People    4:36

Okładka, wkładki, koperty

Rozkładana okładka już od samego początku zwiastuje bardzo ciekawą muzykę. Prezentuje ona afrykański krajobraz w wersji wręcz fantastycznej, ponieważ widzimy tu swoiste "maskotki" zespołu czyli latające słonio-motyle. Lądują one w skąpanym zachodzącym słońcem jeziorze i wyglądają dość wrogo. Nie mamy się czego obawiać, ponieważ sam materiał muzyczny jest przepełniony radością życia. Poza tym, tego typu abstrakcyjne, psychodeliczne, rysowane odręcznie okładki przedstawiające fantastyczne stworzenia i krajobrazy są zawsze genialne. Po rozłożeniu widzimy, że na jednej z traw siedzi jaszczurka i z rozpaczą przygląda się "inwazji" słoni.

Okładki Osibisy, podobnie jak Santany, Budgie czy Yes są przepiękne


Wnętrze okładki to dwa zdjęcia zespołu, jedno ze studia z listą utworów i informacjami dot. wydania i wydawcy, drugie zaś z sesji fotograficznej, z imiennymi podpisami i bardzo zachęcającym napisem "Wymieszane rytmy, które eksplodują radością". Sama koperta wewnętrzna jest całkiem niezła jak na tamte czasy, wyklejona folią, trochę sztucznawą, ale jednak. Jeśli nie mamy pod ręką lepszej koperty to możemy z powodzeniem zostawić tą fabryczną.

Dzięki takiemu zabiegowi możemy poznać cały zespół

Brzmienie wydania

Czym jest Osibisa? Jak scharakteryzować ich muzykę? Wyżej sformułowałem stwierdzenie "afrykański Santana", co po części jest prawdą. Osibisa to przede wszystkim afro-rock zmieszany z funkiem, soulem, latin-rockiem a la Santana właśnie, wstawkami na flecie w stylu Jethro Tull i momentami przypominający nawet utwory z pierwszego okresu działalności King Crimson. Tylko czy to wydanie dobrze oddaje taki - skądinąd - zwariowany miks?

Jak najbardziej, czarna płyta została wydana wzorowo. Muszę przyznać, że obawiałem się tzw. "syndromu debiutanta", czyli po macoszemu zrealizowanej dźwiękowo i wydanej na słabej jakości mieszance winylowej płyty tylko dlatego, że to debiut i tylko dlatego, że muzyka zespołu może się nie przyjąć. Nic jednak bardziej mylnego, pierwsze brytyjskie wydanie (tego, jakby nie było, angielskiego zespołu) brzmi bezbłędnie, a sama płyta została wytłoczona gruba, ciężka i z ładnie zaoblonymi krawędziami. Szczerze mówiąc wygląda bardziej jak współczesna płyta z audiofilskiego wydania niż krążek wydany w 71 r.

Pora na trochę afrykańskich rytmów


Całość charakteryzuje przede wszystkim bardzo mocny, głęboki, pełny i mięsisty bas, niezwykle przestrzenne perkusjonalia, wyraziste i czyściutkie instrumenty dęte oraz gitara elektryczna, które są tak dobrze odseparowane w tak wyraźnej i szeroko rozpostartej scenie muzycznej, że zwyczajnie ich wyrazistość nie przytłacza i nie dominuje sekcji rytmicznej.

Osibisa zapewnia słuchaczom wielowarstwowe doznania godne najlepszych multi-instrumentalnych zespołów dzięki użyciu perkusji, bębnów afrykańskich, fletu, trąbek, puzonów, gitary elektrycznej i basowej, organów Hammonda, saksofonowi, timbale, congi, rogi, po prostu cała menażeria instrumentów. Realizacja nagrania również stoi na topowym poziomie i nie mam absolutnie nic do zarzucenia inżynierom z londyńskiego studia Advision.

Ocena albumu

Materiał z debiutu Osibisy uważam za genialną mieszankę rytmów afrykańskich z funkiem i soulem typowymi dla lat 70., psychodelicznymi wstawkami, elementami latin-jazzu i niezliczonymi pokładami nieprzebranej energii. Utwory są zwykle dość długie i nie dość, że same zdają się płynąć w nieskończoność, to jeszcze przepływają pomiędzy sobą jak gdyby nie było tam przerw. Osibisa stroszy się jak paw i prezentuje wszystkie najlepsze kolory swojego muzycznego ogona. Zespół niczego nam nie żałuje i album jest po prostu świetną zabawą. I chociaż każdy utwór jest nieco inny, to wszystkie wpasowują się w tą muzyczną podróż na afrykańskie stepy, gdzie dziwne słonio-motyle próbują napić się wody z pobliskiego jeziorka.

Barwy labela świetnie nawiązują do kolorystyki okładki


O genialnej realizacji nagrań już wspominałem, jednak dodatkowo pragnę zauważyć, że wyjątkowo udały się tu instrumenty perkusyjne. Po prostu wypełniają całe mieszkanie i jeszcze kilka metrów dookoła i sprawiają, że cały blok zaczyna tańczyć. No, może nie wszyscy, ale ci bardziej wrażliwi na tego typu rytmy owszem.

Jeśli nie znacie zespołu to polecam rozpocząć przygodę właśnie od tego albumu lub od drugiego ich wydawnictwa "Woyaya", które z pewnością kiedyś również zrecenzuję.


Cena wydania

Ceny tego wydania zwykle oscylują w okolicach 50-60 zł, jednak ładniejsze egzemplarze można kupić za około 130.

Mój egzemplarz w stanie EX dla płyty i EX dla okładki kupiłem za około 50 zł.