Unitra – nazwa, która wzbudza u niejednego Polaka emocje. Jakie? Na ogół bardzo pozytywne, zabarwione nostalgią, młodzieńczym marzeniem, czasem jednak i negatywne, przepełnione złymi wspomnieniami i ciągłą frustracją. To jak to w końcu jest z tą Unitrą? Nie sposób opisać w krótkim felietonie bogatej (i burzliwej) historii polskiego rynku audio, postaram się jednak przybliżyć najważniejsze aspekty dotyczące marki.
Nieco historii
Nie będę opisywał tutaj pełnej historii Unitry, ponieważ w internecie można znaleźć wystarczająco dużo źródeł, z których dowiecie się znacznie więcej na ten temat, jednakże chciałbym wspomnieć o jednej, dość istotnej rzeczy. Mianowicie, musimy pamiętać, że Unitra to nie tylko jedna polska firma, która w czasach komunizmu produkowała sprzęt RTV. „Unitra” to nazwa grupy wielu firm podlegających pod to samo Zjednoczenie Przemysłu Elektronicznego i Teletechnicznego założone w 1961 roku, które zajmowało się produkcją najróżniejszych sprzętów elektronicznych. Nazwa Zjednoczenia, jego charakter i sposób działania zmieniały się na przestrzeni lat w wyniku wielu zawirowań, m.in. tych związanych z ówczesną władzą.
No właśnie, dla młodszych czytelników nadmienię, że były to czasy komunistyczne, nic nie wyglądało jak obecnie, a organizacje państwowe podlegały rządowi i wszelkim wymysłom partii rządzącej. O tym również nie będę się rozpisywał, ale warto przypomnieć, że na wiele pytań dotyczących Unitry i jej wyrobów można odpowiedzieć prostym: „takie były realia”.
W skład Zjednoczenia wchodziło przez lata ponad 50 różnych placówek, filii, zakładów produkcyjnych i punktów, pośród nich warto wymienić te najpopularniejsze: Diora, Tonsil, ZRK, Radmor, Eltra, Fonica, czy późniejszy Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Elektronicznego Sprzętu Powszechnego Użytku (OBRESPU), który zajmował się rozwojem produktów i nadzorem prac w poszczególnych zakładach wchodzących w skład Zjednoczenia.
Nostalgia górą
Pomysł na niniejszy felieton zrodził się z obserwacji. Zauważyłem, że bardzo wiele osób w Polsce jest wręcz zafascynowanych marką Unitry i jej produktami. Czy słusznie? We wstępie wspomniałem o osobach, które nie wspominają sprzętu naszego rodzimego producenta zbyt pochlebnie. Z czego z kolei wynika taka różnica zdań? Czy któraś z grup ma rację, podczas gdy druga się myli?
Nie tylko nad Wisłą
Zacznijmy od pozytywnych aspektów. Przede wszystkim warto wspomnieć, że jak na sprzęt pochodzący z bloku wschodniego, z państwa komunistycznego, którego projektowanie i produkcja ograniczone były słabą dostępnością komponentów, dziwnymi decyzjami partyjniaków, swoistym zacofaniem technologicznym w kraju (np. stare rozwiązania jak używanie gniazd typu DIN do wszelkich połączeń, również słuchawkowych) i ogólnym brakiem środków na produkcję, Unitra tworzyła całkiem dobry sprzęt. Zwłaszcza na tle konkurencji pochodzącej choćby ze Związku Radzieckiego, Czechosłowacji, Rumunii, Bułgarii czy Jugosławii. Można więc powiedzieć, że jak na ówczesne warunki „nie mamy się czego wstydzić”. Pamiętajmy również o tym, że sprzęt polskiego Zjednoczenia był produkowany nie tylko na nasz rynek, ale również eksportowany na bardzo szeroki wachlarz rynków zagranicznych, między innymi do Niemiec Francji czy Wielkiej Brytanii, oczywiście pod różnymi innymi nazwami, na licencjach itp. Niektóre modele były nawet produkowane wyłącznie na eksport.
Dodatkowo, Unitra zawiązała kilka bardzo intratnych kooperacji z koncernami Thomsona, Sanyo, MBHO czy nawet słynnego Pioneera, dzięki którym usprawniono procesy produkcyjne i przede wszystkim pozyskano zachodnie komponenty. Tak, w pewnym momencie producent polskich kolumn, zakład Tonsil we Wrześni podpisał kontrakt z Pioneerem, dzięki czemu niektóre modele polskich Tonsili są do dzisiaj uważane za wręcz legendarne, jak choćby cała seria Altusów, czy kolumny z serii ZG.
Co jeszcze dobrze wychodziło „naszym”? Zdecydowanie design. Niektóre modele zwłaszcza komponentów Hi-Fi, takich jak tunery radiowe, magnetofony kasetowe, wzmacniacze czy gramofony wyglądały przepięknie, np. kultowa wieża WSH/TSH/ZM, słuchawki SN-50 ze swoimi czerwonymi gąbeczkami nauszników i czerwoną poduszeczką na głowę, czy gramofony Daniel lub Fonomaster, nierzadko dościgając zachód. Wspomniana wieża przykładowo mocno nawiązuje stylistyką do topowych modeli wież Technicsa.
Trochę mniej cukru w cukrze
No dobrze, ale dlaczego niektórzy (w tym ja sam) nie są przychylnie nastawieni do naszej rodzimej marki? Zacznijmy od tego, co najszybciej zauważymy: jakość wykonania. Choć bardzo wiele modeli zestawów Hi-Fi było naprawdę ładnych i sprawiało wrażenie nawet luksusowych, to jednak materiały, z których były wykonane pozostawiały wiele do życzenia. Podobnie było i nadal jest z naprawami. Jeśli chcemy kupić retro sprzęt Unitry to musimy liczyć się z utrudnieniami w naprawie wynikającymi z użycia wątpliwej jakości komponentów wewnętrznych, elementów obudowy, czy choćby gniazd i przełączników. Z kolei np. w kolumnach Tonsila bardzo często z czasem zaczynała rozpadać się pianka zastosowana w zawieszeniu głośników. Jeśli zapytacie jakiegokolwiek technika-elektronika, który miał nieprzyjemność naprawiać i odrestaurowywać polskie sprzęty, to z pewnością powie wam, że naprawa potrafi być prawdziwym koszmarem.
Nie znaczy to, że absolutnie wszystkie produkty wychodzące z logo Zjednoczenia były źle wykonane. Problem w tym, że najciekawsze konstrukcyjnie, technologicznie i jakościowo modele (jak choćby kolumny Altus Cheops 200 w kształcie piramid) były... albo dostępne wyłącznie dla polityków, bogaczy dysponujących dewizami, przeznaczone na eksport, lub zwyczajnie zostały skonstruowane tylko na czas wizyty ważnych dygnitarzy państwowych, którzy – zadowoleni z tego, co zobaczyli – wyjeżdżali z uśmiechem, przekonani, że tak wygląda codzienność w zakładach Unitry i że każdy obywatel może otrzymać podobne cacko w sklepie, co oczywiście nie było prawdą.
No i najważniejsze: brzmienie. Znacząca większość produktów polskich zakładów Unitry była zwyczajnie nijaka brzmieniowo. Nawet modele eksportowe, czy te bardzo drogie, jak wspomniana wieża WSH, nie „urywała głowy” nikomu, kto choć raz posłuchał nawet średniopółkowego sprzętu zachodniego, a takowy był również u nas dostępny. Oczywiście wyłącznie w Pewexach i wyłącznie za dewizy. Bardzo często sprzęty polskie z najróżniejszych półek cenowych charakteryzują się podobnym brzmieniem: bardzo mocno podbitymi basami i tonami średnimi, wycofaną górą i ogólnie bardzo wąską i przytłumioną sceną. Ilekroć słucham naszych wyrobów, mam wrażenie, że to jeden z sąsiadów puszcza muzykę w mieszkaniu obok, a dźwięk dociera do mnie przez ściany.
Powrót do łask
Ostatnimi czasy zauważyłem znaczny wzrost zainteresowania sprzętami Zjednoczenia Unitra. Skąd on się wziął? Zagadka jest dość prosta do rozwikłania, jeśli podzielimy fascynatów Unitry na kilka grup:
W pierwszej grupie znajdziemy osoby, które dorastały np. z Kleopatrą, Radmorem, Merkurym czy innym sprzętem ze Zjednoczenia Unitra. Takim osobom nostalgia puka do serca i przypomina czasy młodości, dorastanie, prywatki i domówki, pierwsze miłości. Nierzadko takie osoby realizują również swoje młodzieńcze marzenie, aby posiadać najdroższe i najrzadsze produkty Unitry, na które nie było ich wtedy stać, lub które zwyczajnie nie były dostępne. Grupa ta również zauroczyła się powrotem do łask czarnych płyt i choćby winylowymi reedycjami albumów polskich wykonawców z dawnych lat, które od jakiegoś czasu serwują nam Polskie Nagrania.
Druga grupa to kolekcjonerzy, którzy tak bardzo kochają markę Unitry, że muszą posiadać absolutnie każdy model magnetofonu, gramofonu, szpulowca, tunera, dyktafonu, radia, mikrofonu, słuchawek itd., który tylko pojawił się w tym kraju. Im kompletniejszy stan (najlepiej z oryginalnym opakowaniem), tym lepiej.
Ostatnią grupą są o dziwo młodzi ludzie. Zafascynowani sprzętem vintage dostają stary, zdezelowany wzmacniacz po dziadku lub ojcu i próbują go odrestaurować, przywrócić mu świetność, tchnąć nowe życie. Przerabiają ich niepraktyczne wejścia DIN na bardziej uniwersalne jacki i stawiają na półce. Ta grupa posiada wbrew pozorom najwięcej czynników odpowiedzialnych za chęć powrotu do rodzimego Hi-Fi. Po pierwsze względy estetyczne. Obecnie znowu w modzie jest stylistyka lat 80., a cóż lepiej ją uchwyci, niż sprzęt żywcem z tamtych lat wyjęty? Po drugie poczucie patriotyzmu i dumy. „Mój dziadek miał Radmora, ja również”, „Jestem jak moi rodzice”, czy „Słucham tych albumów w najbardziej autentyczny sposób z możliwych”. Po trzecie niewiedza.
No właśnie, oprócz grupy kolekcjonerów, niewiedza zdaje się królować w pozostałych grupach. Przeświadczenie, że „każdy retro sprzęt audio brzmi świetnie” jest zdecydowanie błędne i musimy pamiętać o tym, że Unitra produkowała sprzęty całkiem solidne, ale nie najcudowniejsze na świecie, jak niektórzy próbują je idealizować („nasze najlepsze!”). Oczywiście, każdy ma inny słuch, inny gust, inne odczucia. Jednak świat Hi-Fi nie kończy się na Unitrze i warto spróbować czegoś innego, zwłaszcza, że świetnych marek audio na świecie w latach 60., 70., 80., a nawet 90. nie brakowało. Jeśli nie słyszeliśmy w swoim życiu innego zestawu grającego niż Unitra, to nie jesteśmy w stanie ocenić, czy jest to rzeczywiście najlepsze możliwe dla nas rozwiązanie. Znaczna większość sprzętów zachodnich, nawet tych budżetowych, może okazać się choćby lepiej wykonana, łatwiejsza w naprawie, albo zwyczajnie bardziej uniwersalna i łatwiejsza w eksploatacji. Może nawet będzie brzmieć lepiej, o co akurat nietrudno.
Bezcenne sprzęty
Obecnie Unitra sprzedaje się jak świeże bułeczki za sprawą wymienionych wyżej grup kupujących. Niestety, oznacza to również znaczny wzrost cen. Przykładowo kolumny ZG-40 można obecnie kupić w cenach od 800 do ponad 1500 złotych, gdzie jeszcze 2 lata temu kosztowały około 400. Nietrudno się domyślić, że wszyscy sprzedawcy wyczuli, że kolekcjonerzy, zapaleńcy i młodzi pasjonaci „rzucą się” na Unitrę, zwłaszcza, jeśli dany sprzęt utrzymany jest w dobrym stanie.
Co teraz?
Obecnie Unitra istnieje w dwóch wcieleniach. Pierwsze to przedsiębiorstwo produkujące uchwyty do telewizorów, marnej jakości słuchawki (chociaż jeden model był idealną repliką słynnych SN-50, ale brzmiał podobno koszmarnie) i gadżety z logo firmy. Z tego, co ostatnio udało mi się ustalić, obecnie wyprzedawane są resztki tego, co wypuszczono kilka lat temu i przyszłość marki wisi na włosku.
Znacznie lepiej radzi sobie drugie wcielenie, czyli reaktywowany Tonsil. Obecnie firma przejęta przez prywatnego inwestora radzi sobie całkiem nieźle. Sprzedają mikrofony, kolumny, głośniki Bluetooth i słuchawki. Oferta jest dość ciekawą mieszanką, ponieważ część z niej stanowią stare modele kolumn znane z lat 80., po prostu produkowane obecnie, część to nowe modele kolumn, które są bardzo drogie i jawią się klientom jako audiofilskie, a najdrobniejsze sprzęty czyli głośniki BT i słuchawki to... produkty chińskie, kupione przez Tonsila na Aliexpress z naklejonym logo. Niestety, coraz więcej firm praktykuje coś takiego, zwłaszcza w konsumenckim segmencie cenowym.
Jaka będzie przyszłość? Nie wiadomo, może kiedyś resztki tego, co zostało z Unitry zostaną przejęte przez inną firmę i zaczną produkować naprawdę dobre sprzęty? Może Tonsil przestanie opierać się na chińskich produktach masowych, a w kwestii kolumn może warto zainwestować prawie 20 000 zł na ich topowe kolumny Tonsil Omega? Może. Z pewnością nie mogę odmówić marce Unitry swoistego czaru i rozumiem, czemu tak wielu ludzi kocha te sprzęty. Osobiste doświadczenia z nimi mam jednak zgoła inne; przyjemne, ale dość „surowe”. Nigdy też nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że można lepiej słuchać ukochanej muzyki. Dopóki sam nie doświadczę cudownej przemiany marki i nie usłyszę osobiście nowych Omeg czy Altusów 380 S, które są bardzo wychwalane nawet w branżowych pismach i na portalach, dopóty pozostanę przy sprzętach innych marek.
Po więcej informacji warto odwiedzić stronę www.unitraklub.pl to prawdziwa kopalnia wiedzy o polskiej marce sprzętu audio.